Dom (zly)

Dom (zly)

niedziela, 16 października 2011

Historia Pana Boga według celebryty



Co za bezczelność! Taki TEMAT! Taki BOHATER! I kto ośmiela się się GO opisać? Kto ma na tyle tupetu i samouwielbienia, by napisać „biografię” Pana Boga? Podjął się tego zadania bywalec salonów, prezenter zerżniętego z Berlusconiego programu „Mam talent”, gość pustego jak studnia programu niejakiego Kuby W. - Szymon Hołownia. I bardzo dobrze, że tak uczynił, bo Hołownia próbuje stworzyć nowy sposób mówienia o religii.

Właśnie do tego sposobu można mieć najwięcej zastrzeżeń, jeśli chodzi o książkę „Bóg. Życie i twórczość”. Po doskonałym pod względem formy, wzruszającym i momentami zabawnym „Monopolu na zbawienie” oczekiwałem od nowej książki Pana Szymona poznawczego tsunami (aluzja do stylu książki, a jakże, zamierzona!). Język „bożej biografii” buzuje od „fajności” i chociaż autor sam wielokrotnie mówi o tym, że nie powinno się Pana Boga kroić według własnej miary, to poniekąd sam to czyni. Styl książki sprawia wrażenie, jakby autor mówił o w porzo kolesiu, biegającym w bejsbolówce i za dużych spodniach po okolicznych podwórkach i oznajmiającym na przestrzeni dziejów swoje przesłanie. Czasem odpowiedniość stylu wypowiedzi do jego tematu nie jest najgorszą zasadą i pewnie o Świętych czy Kościele (jak w „Monopolu”) można swobodniej, to już samemu Najwyższemu wypadałoby dać trochę tej adekwatności.

Ale to co może razić stylistycznych wybrzydzaczy wcale nie musi być najgorsze w oczach „normalnego” ( w jak najbardziej pozytywnym sensie) czytelnika. Paradoksalnie to, co jest jedyną istotną wadą książki, jest także jej podstawową zaletą. Hołownia chce sprowadzić teologiczne rozważania na grunt naszego codziennego doświadczenia, burzy mur, który skutecznie budowaliśmy między naszym życiem a religijną refleksją, by oddać Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie, koncentrując się rzecz jasna na cesarskim, a Bogu zostawiając niedzielne półgodzinki.

Jeśli ktoś ma zamiar ujrzeć w książce „Bóg. Życie i twórczość” strumień jasności i pozbawić się przy okazji najmniejszych wątpliwości, ten pewnie srodze się zawiedzie. Hołownia nie ma zamiaru nikogo oślepić i jedyne co robi, to dzieli się swoimi refleksjami, zaprasza do poszukiwania własnej drogi w odkrywaniu Boga i nawet jeśli ktoś poczuje się rozczarowany, to autor uświadamia nam, że innej drogi nie ma. Jedynie osobiste doświadczenie może zbliżyć nas do Prawdy – to najważniejsze, co możemy z tej pozycji wyczytać.

„Bóg. Życie i twórczość.” to opowieść „dobrego celebryty”, kogoś, kto uważa, że warto i należy mówić o Panu Bogu w sposób współczesny; by nie traktować Słowa Bożego jak prehistorycznego zabytku, który możemy jedynie podziwiać przez szkło gabloty w muzeum, ale że jest to żywe słowo samego Boga, które powinno stać się dla nas „życiowym GPS-em”. Jeśli ktoś zarzuca Szymonowi Hołowni szpanerskie lanserstwo powinien sięgnąć po jego książki, bo ja mam cały czas wrażenie, że ta medialna popularność jest dla autora jedynie środkiem do celu, jakim jest opowiedzenie współczesnym, bliskim nam językiem historii, którą ludzkość zna od tysiącleci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz