Za początek mockumentu samozwańczo uznaję rok 1938 i słynne słuchowisko Orsona Wellesa pt. "Wojna światów" wg Herberta George'a Wellesa. Reżyser wywołał zbiorową panikę, po tym jak dokonał adaptacji powieści w taki sposób, jakby to był reportaż na żywo z nalotu Marsjan. Od tego czasu dokument i fikcja zaczęły nam się mieszać kompletnie, a dopełnieniem tego zjawiska będzie uwieńczenie mockumentalnego "Wyjścia przed sklep z pamiątkami" Oskarem za najlepszy długometrażowy film dokumentalny (http://anabee.filmaster.pl/notka/oscary/).Mockumenty to fikcyjne filmy udające rzeczywistość. Ten gatunek od pewnego czasu jest dosyć popularny. Chciałbym tutaj zwrócić uwagę na to ciekawe zjawisko.
Formę mockumentalną szczególnie upodobali sobie twórcy horrorów. Pewnie takim radiowym przypadkiem jest właśnie "Wojna światów", bo udawanie dokumentalnej rzeczywistości świetnie się sprawdza, jeśli chodzi o straszenie ludzi. "Blair Witch Project", "Rec" czy słabe "Paranormal Activity" są na to najlepszymi dowodami. Ale mockumenty to nie tylko filmy grozy, mamy mockukryminał - "Człowiek pogryzł psa", mockukomedie - "Borat' albo "Bruno", mockubiografię - mistrzowski "Zelig" Woodego Allena czy "Zagadka Gertrudy Stein" ( film niejakiego Phillipe'a Mory, stawiający tezę, że Gertruda Stein żyje i odżywia się odmładzającymi roślinkami w Himalajach; swoją drogą najgorszy film zeszłego roku, nawet WCK nie wytrzymało konkurencji).
Ale póki Sasha Baron Coen jest Boratem, Johnattan Bell Alicją B. Toklas - przyjaciółką Gertrudy Stein z filmu Mory, a Benoit Poelvoorde odgrywa tylko diabolicznego zabójcę Bena, to jeszcze wszystko gra. Gorzej się robi, gdy Jaromir Nohavica w "Roku diabła" to Jaromir Nohavica, a Banksy to Banksy (chyba że wcale nie!).
Peter Zelenka zrobił coś takiego już na studiach - bohaterami filmu "Mnaga - Happy End"( http://filmaster.pl/film/mnaga-happy-end/) uczynił autentycznych muzyków czeskiego zespołu, grającego alternatywną muzę, "Mnaga a Zdrop". W filmie jest ukazane jak mechanizmy show biznesu kreują gwiazdy tak zwanej niezależnej sceny - skład zespołu tworzony jest na zasadzie castingu, gdzie członków grupy dobiera się na podstawie wyglądu (tak przecież powstają boys bandy), a "muzycy" nie mają pojęcia o graniu i śpiewaniu. Zelenka rozwinął po mistrzowsku ten temat w filmie "Rok diabła", gdzie Jaromir Nohavica, Karel Plichal, Jaz Coleman (lider "Killing Joke", uważający się za Czecha), muzycy folkowego "Czechomora" , wszyscy grają tutaj siebie. Wszyscy oprócz holenderskiego reżysera Jana Holmana (gra go czeski filmowiec Jan Prent), który wyleczony z alkoholizmu poprzez wiarę przyjeżdża do Czech, aby zrozumieć fenomen, bo ponoć u naszych południowych sąsiadów leczenie nałogu jest możliwe bez udziału Pana Boga. Tutaj spotyka Jaromira Nohavicę i powstaje film-żart tak bogaty i wielowątkowy, że aż trudno uwierzyć, że to wszystko może trzymać się kupy. Jednak jest tutaj jeden element scalający - to muzyka, wspaniała, kolorowa, różnorodna muzyka.
Czy jest zatem "Rok diabła" dokumentem, mockumentem czy fabułą? Cholera wie. Jedno jest pewne - prawdy życiowej w tym filmie nie ma za grosz. Sam Nohavica mówi o swoim filmowym wizerunku tak: "Po jego obejrzeniu sam jestem zdezorientowany. Nie wiem, co mam o sobie myśleć". W "Roku diabła" obowiązuje jedynie prawda sztuki.
Okazuje się, że "Wyjście przed sklep z pamiątkami" nie jest wcale tak oryginalnym w swojej formule maksymalnego zbliżenia do rzeczywistości. Myślę, że w wypadku tego filmu głównym bohaterem nie jest ani street-art, ani postać Banksy'ego. Oczywiście bardzo istotny jest tutaj fenomen sztuki ulicznej, to na nim opiera się wizualna siła filmu - szybki puls wielkich miast i ludzie wykorzystujący wielkomiejską przestrzeń do wyrażania siebie. Jednak wg mnie głównym bohaterem jest tutaj Thierry Guetta, który zmienia się z czasem w gwiazdę street-artu Mr. Brainwasha. Kim jest Thierry Guetta, czy istnieje naprawdę? Oto właściwy trop (podobnie jak filmowiec Jan Holman w "Roku diabła"), pokazujący, że "Wyjście przed sklep z pamiątkami" to fikcja udająca dokument. Nie chodzi w tym filmie o prezentację fenomenu street-artu, ani nawet twórczości Banksy'ego, ani nawet czy bohater "Essential Killing" odnalazł się przykuty do ogrodzenia obok kolejki w Disneylandzie. Nie. Ten film jest ironicznym komentarzem do mechanizmów show biznesu. I pewnie nie miałoby żadnego znaczenia, czy to dokument, mockument, czy jeszcze co innego, ale,jak mówił Bohumil Hrabal, rzeczywistość odkręciła swoje magiczne kurki. Członkowie Akademii nominowali film Banksy'ego w kategorii dokumentu. Czym jest Oskar dla każdego filmowca, tłumaczyć nie trzeba. Zatem - czy to Banksy zakpił sobie z szacownego grona, czy oni kpią sami z siebie, czy postanowiono nagrodzić film, który nie mieści się w żadnej stworzonej przez Hollywood formule? Po raz kolejny gatunkowe, amerykańskie kino superprodukcji dostaje szyderczego kopa od ludzi nie myślących kategoriami, ile kosztował i ile zarobił dany film. Thierry Guetta znowu górą!
Odkryłam ten gatunek dopiero co, filmem "Zaginiony mundial" :) polecam!
OdpowiedzUsuń