Arcydzieło zrobione na odpiernicz
Jaga Słowińska przywołuje w tytule
swej książki Czarnolas – miejsce zarezerwowane w literaturze
polskiej dla poezji wsi, który to nurt zainicjował na naszym
gruncie Jan Kochanowski swoim poetyckim umiłowaniem natury i
sielskim nastrojem wyrażonym w swych wielu utworach. Autorka
nawiązuje do renesansowych wzorców także poprzez podział książki
na pory roku – kolejne rozdziały to Lato, Jesień, Zima i Wiosna.
To właśnie rytm przyrody, rytm pracy na roli przyciąga pisarkę
swym naturalizmem i magią jednocześnie. Przypatrzmy się jak
dziełko Jagi Słowińskiej, mini-powieść „Czarnolas” wydana
przez Ha!art, prezentuje się na tle tego, co określamy nurtem
wiejskim w literaturze polskiej?
Książę, „tak nazywali tego, który
miał się narodzić”, doświadcza kolejnych śmierci – ojca
Mikołaja, matki Zojki, ukochanego psa Gustawa, w końcu wuja Józefa.
Książę postanawia wyruszyć w podróż w zaświaty i kładzie się
do trumny, w której leży ciało Józefa. Wraz nimi wyrusza w tę
podróż zwierzęcy towarzysz – wymyślony przez chłopca pies
Fago. W trójkę wyruszają w podróż do Czarnolasu, magicznego lasu
po „złote runo nicości” ich ostatnią nagrodę.
Rej, Kochanowski, Mickiewicz, Reymont,
Kasprowicz, Prus, Orzeszkowa, Wyspiański, Leśmian, Haupt, Nowak,
Kawalec, Redliński, Pióro,Myśliwski, Stasiuk, Tokarczuk. To tylko
nieliczni z całej plejady twórców polskich, podejmujących temat
wiejski. Można rzec krótko – najwyższe literackie loty. Ale
ostatnio o wsi polskiej w książkach jakby mniej. Czy znaczy to, że
temat można uznać za wyczerpany? Jaga Słowińska postanowiła
zmierzyć się z tym tematem i jest to wyjątkowa próba wśród
autorów najmłodszego pokolenia, a zarazem duże wyzwanie.
Pozostaje pytanie, czy udało się
nawiązać młodej autorce do tych wybitnych autorów? I tak, i nie.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Jaga Słowińska czerpie z tych
tradycji, prowadzi z tymi dziełami literacką grę, tworząc książkę
baśniową i magiczną. Poetyckie obrazowanie prowadzi nas w bezczas,
w uniwersalną krainę archetypów – wiejska rzeczywistość staje
się pretekstem dla ukazania metafizycznego obrazu świata. Takie
neoromantyczne ujęcie tematu jest bliskie żyjącym pisarzom jak
Stasiuk, Tokarczuk czy przede wszystkim ostatnie dzieła
Myśliwskiego. Jednak Jaga Sławińska stawia bardziej na baśniowość,
na magię i znajduje własny sposób na tworzenie przestrzeni dla
takiego nastroju.
Czytanie „Czarnolasu” daje dużo
czytelniczej przyjemności. Tyle tylko, że poprzestaje na wielkiej
obietnicy. Moje wrażenie po przeczytaniu tej książeczki jest
odczuciem niespełnienia. Rozumiem, że ta fragmentaryczna opowieść
jest pewnym pomysłem literackim, że puste miejsca są celowymi
lukami dla wyobraźni czytelnika. Mamy tu jednak do czynienia z dużym
potencjałem językowym, rodzącym apetyt, który nie zostaje
zaspokojony i trzeba zadowolić się tą propozycją arcydzieła.
Mogę zrozumieć, że autorce się spieszyło, jednak pozostaje żal,
że nie dała sobie, swojej wyobraźni i swoim bohaterom czasu.
Dlatego dostajemy arcydzieło zrobione na odpiernicz, mówiąc językiem młodzieżowym aczkolwiek delikatnym.
Na koniec jeszcze jedna uwaga, która
rodzi u mnie wrażenie niespełnienia po lekturze „Czarnolasu”.
Postrzegam dziś przestrzeń wsi jako obszar gentryfikacji. To, co
stanowiło o wyjątkowości polskiej wsi, to ta „małorolność”,
to te niewielkie gospodarstwa z jednym chlewikiem i jedną oborą.
Taka wieś znika na naszych oczach. Tereny wiejskie są zaludniane
przez nuworyszy, którzy posiadłościami o ludowym charakterze ze
sztuczną strzechą na dachu chcą potwierdzić swój nowy status
społeczny i oczywiście odpocząć. Odpocząć kosztem prawdziwego
życia, które jest z polskiej wsi rugowane. Zamiast tworzyć kolejne
baśniowe opowieści warto było opowiedzieć o tym, czym jest strata, w
sposób bardziej aktualny.