Dom (zly)
czwartek, 21 listopada 2013
Recenzja powieści "Ostatnie rozdanie" Wiesława Mysliwskiego - wyd. Znak
Życie jest sztuką pamięci
Notes. Dziś przedmiot nieco anachroniczny, zastąpiony przez elektroniczne nośniki danych. W „digiświecie” nawet taki notes zbyt wielki, a w dodatku się rozlatuje. „Ostatnie rozdanie” jest także książką nieco anachroniczną. Wiesław Myśliwski zachowuje się tak, jakby obce mu były wszelkie przepisy na bestseller, ignoruje wszelkie powieściowe zasady, a przede wszystkim - o zgrozo - pisze książkę o rozlatującym się notesie. Boże, dzięki Ci za Wiesława Myśliwskiego i jego twórczość! I za to, że mogłem przeczytać jeszcze jedną jego powieść!
Z takich modnych ostatnio określeń wpada mi w związku z tą książką takie - „slow reading”, coś na wzór „slow food”, że zamiast się spieszyć, zwalniamy, żeby móc się lepiej skoncentrować. W wypadku książki Wiesława Myśliwskiego to sama powieść skłania czytelnika do takiego właśnie „powolnego czytania”. Czyżby nestor polskiej epiki był paradoksalnie arcynowoczesnym, doskonale wyczuwającym tendencje na rynku księgarskim, graczem?
Powyższy trop wcale nie jest wcale tak irracjonalny, jak mogłoby się z pozoru wydawać. Sam tytuł nawiązuje do gry w karty - „Ostatnie rozdanie”. Narrator, człowiek, o którym dowiadujemy się w trakcie powieści całkiem wiele, a jednak cały czas nie wiemy nic, grywa w pokera niemal zawodowo, choć najważniejsze są te partie, które rozgrywa z szewcem Mateją o marne stawki. To one są symbolem przemijania i pozornie zmarnowanych chwil, które w ogólnym rozrachunku okazują się najważniejsze. Podobnie jak symboliczne jest prucie odzieży, któremu nasz bliski i nieznajomy zarazem bohater oddaje się, ucząc się krawiectwa w zakładzie Radzikowskiego.
Bohater odniósł sukces. Powinien być z siebie zadowolony. Nie jest. Rozpadający się notes mówi mu o wszystkim, czego w życiu nie zrobił, o tym jak mało ważne są rzeczy, do których tak wielką wagę na co dzień przywiązywał. Czas przepływa nam przez palce, a my nie umiemy dostrzec tego, co istotne. Nie potrafimy zrozumieć sami siebie, a co dopiero świata, który nas otacza. Nie mniej wszystko jest ważne. Czasem prosty gest wart więcej niż kariera, sława, sukces. Tylko jak zrozumieć tę banalną w sumie prawdę?
Piękny jest u Myśliwskiego wątek miłosny, który jest miłosny, a jakby całkiem obok tej miłości. Jakby ta miłość była czymś niemożliwym, jakby prawdziwa miłość była tylko marzeniem o niej, jakby jej istota płynęła z niemożliwości zaistnienia, jakby samo życie sprowadzało ją do funkcji czegoś pośledniejszego, biologicznego, społecznego, wszystkiego co skazuje ją na niespełnienie. Wzajemne przyciąganie i odpychanie pierwiastka męskiego i kobiecego. I może wydawać się to strasznie staroświeckie, niemodne, wytarte, ale sposób, w jaki mówi o tym Myśliwski jest tak cudownie anachroniczny, że aż wyjątkowy, dziś już niespotykany. Jakbyśmy zdążyli już z tą nieszczęsną miłością zrobić już wszystko, ale nie to, co powinniśmy.
Powieść Myśliwskiego to notes, zbliżenia, skojarzenia i dygresje. Ledwie ujdziemy kilka kroków do przodu, zaraz musimy wracać, zbaczać, wchodzić w boczne uliczki naszego życia. Kluczymy w tym modnym dziś „slow reading” we wszystkich kierunkach nie więcej niż 50 stron dziennie. Razem z bohaterem wahamy się i podejmujemy decyzje, które i tak okazują się bez znaczenia. „Ostatnie rozdanie” to głównie powieść o działaniu ludzkiej pamięci, bowiem tylko ona pozostanie z nami do samego końca.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz