Sięgnąłem po książkę czeskiego prezydenta, bo słysząc o niej w rozmaitych mediach, zastanawiałem się, co w rzeczywistości wiem na temat tej postaci. Pierwszy demokratyczny prezydent powojennej Czechosłowacji, pierwszy prezydent Czech, wybitny dramaturg, jedna z czołowych postaci Praskiej Wiosny, twórca dysydenckiej Karty 77 - to wszystko może nie tak znowu mało, ale ta wiedza jest dosyć powierzchowna, biorąc pod uwagę moje zainteresowanie sprawami Czech, a także wielki szacunek, jakim darzę Vaclava Havla.
Pamiętam hasło, które krążyło w latach 90. w naszym pięknym ale smutnym kraju: „Havel na Wawel". Już wtedy młodzi ludzie, nie potrafiący się zidentyfikować z rodzimymi politykami, szukali wzorca osobowego człowieka, który mógłby reprezentować Polskę i nasze o niej wyobrażenie. Havel był idealnym uosobieniem przywódcy młodej polskiej demokracji. Tylko co o nim wiedzieliśmy wtedy? Wiedzieliśmy jedno - Havel to prezydent-intelektualista. I takie były nasze studenckie marzenia o wolnej Polsce; Polsce mądrej, Polsce szlachetnych elit.
A dziś czytam książkę „Tylko krótko, proszę" i ona wcale nie jest krótka. Zawiera rozmowy prowadzone z Vaclavem Havlem przez Karela Hviżdalę oraz mnóstwo zapisków z czasów prezydentury - zarówno tych oficjalnych jak również bardzo prywatnych, dotyczących mało istotnych drobiazgów, „bagateli" jak zapisałby pewnie w swoim notatniku Ignacy Rzecki. Jaki obraz człowieka wyłania się z tej książki, czego możemy dowiedzieć się z niej o Vaclavie Havlu? Otóż dużą trudność w odbiorze stanowił dla mnie kontekst polityczny, gdyż niezbyt dużo wiem na temat czeskich realiów w tym aspekcie. Pewnie dla Czechów te sprawy są dosyć oczywiste, ale mnie w tym temacie zainteresowały jedynie dwie rzeczy - opinia Havla na temat obecnego prezydenta Vaclava Klausa oraz odniesienia do sytuacji Polski i polskich polityków. Obraz Klausa jest ciekawy o tyle, że prezentuje nieciekawego człowieka, karierowicza, polityczne zwierzę wykorzystujące umiejętnie najróżniejsze konfiguracje polityczne do swoich celów, a w zasadzie jednego celu, jakim jest władza. Najśmieszniejsze, że Havel wcale nie ma tego Klausowi za złe. Powiedziałbym, że jest to niechęć pełna akceptacji dla demokratycznych wyborów rodaków.
Jeśli chodzi o Polaków to spojrzenie Havla jest bardzo ciepłe. Mówi o wielkim znaczeniu Polski w regionie, padają nawet słowa, że jesteśmy lokalnym mocarstwem i dużo słów podziwu dla naszej bohaterskiej przeszłości. Ot, jak ciężko czasem dostrzec, że nie jest z nami całkiem źle i że mamy powody do dumy. Dużo ciekawszą stroną książki są prywatne, często bardzo prozaiczne zapiski, dotyczące pobytu na Hradzie i sprawowania funkcji prezydenta. Z tej części wyłania się obraz człowieka bardzo normalnego, a jednocześnie przejętego losem narodu. Havel bez patosu potrafi mówić o wpływie polityki na życie. Podkreśla rolę idei w kreowaniu wizji państwa, ale też idea ta jest bardzo zwyczajna. To postawa służby, przyjęcia na siebie jarzma władzy, mimo że chce się robić coś zupełnie innego - na przykład pisać książki. I naprawdę nie wyczułem w tym wszystkim źdźbła hipokryzji.
Z tych krótkich notatek wyłania się człowiek często zirytowany, bardzo cierpiący, żyjący nieraz w cieniu śmierci, a mimo to oddany swoim obowiązkom. Widzimy estetę walczącego o zmianę wizerunku czeskich rezydencji. Oto kolejna zaleta prezydenta-intelektualisty, dla którego ważna jest forma otoczenia, w którym odbywa się polityka państwa, a nie tylko tymczasowość sprawowanej funkcji. Tytułem swojej recenzji uczyniłem kilkakrotnie powtarzające się w książce słowa: „W składziku, gdzie jest odkurzacz, jest też nietoperz. Jak go wypędzić? Żarówka jest dozwolona, ale tylko taka, żeby go nie budziła i nie drażniła"? Czy można lepiej wyrazić dylematy funkcji prezydenta o ludzkim obliczu? Jakby wśród mieszkańców rezydencji było miejsce dla zwierzątka, które także ma swoje nienaruszalne prawa. Tak mogę sobie wyobrazić czeską wersję demokracji w wersji Havla.
Na koniec kilka refleksji o naszym świecie. W książce często pojawiają się nazwiska polskich polityków, dawnych działaczy podziemia. Jest tu mowa o Tadeuszu Mazowieckim, Jacku Kuroniu, Zbigniewie Bujaku, Bronisławie Geremku czy Adamie Michniku. Niektórzy już nie żyją, inni funkcjonują gdzieś na obrzeżach polskiej polityki. Sam uważam porażkę polityczną tej formacji za straconą szansę polskiej demokracji. Pozostało na naszej mapie politycznej puste miejsce, które w brutalnym sporze dzisiejszych politycznych drapieżców, zieje pustką tym bardziej. Czy marzenie o politycznej Polsce intelektualnych elit, havlowskiej polityce idei jest tylko nierealną utopią? Niestety...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz