Dom (zly)

Dom (zly)

poniedziałek, 16 maja 2016

Recenzja książki Roberta Ziębińskiego "Wspaniałe życie" - WAB

12-05-2016
zdjęcie okładki i recenzja lubimyczytac.pl
 

Picie jako ciągota literacka

Autor recenzji: lapsus
Tytuł książki: Wspaniałe życie
Autor książki: Robert Ziębiński

Pisanie jest takim samym nałogiem jak alkoholizm. Wielu pisarzy to alkoholicy, którzy opisują swoją chorobę. Jakbym miał tutaj wyliczać natchnionych pijusów, to nie starczyłoby jednej strony, a mowa byłaby tylko o tych, których znam. Mój kochany Hrabal, pokochany za chlanie z Vladimirkiem i Egonem Bondy. Bukowski – ochlejmorda pierwszej kategorii, alkoholowy kaskader. Jerofiejew – Moskwa-Pietuszki na bani. Pilch pod mocnym aniołem. Hłasko w liceum. Wódka wypita z Markiem Nowakowskim na rok przed jego śmiercią. Nie kochamy ich prozy za piękne opisy, na piękne oczy. Kochamy ich prozę za litry alkoholu, które płyną z kart ich powieści. „Wspaniałe życie” Roberta Ziębinskiego z kielonem dziarsko dzierżonym w dłoni na okładce i zapowiedzią „niesamowity mix powieści pijackiej i kryminału” dzielnie podąża tym tropem.

Ile czytajo-godzin spędziłem w knajpach, w najpodlejszych mordowniach, z Hrabalem lub Hankiem w ręku? Duuuuużo. Za dużo. Płynąłem alkoholem w szklankach i na stronach powieści. Do południa najlepiej, bo wtedy nikt nie przeszkadzał. Alkohol jest dobry dopóki się nie dowiesz, że jest zły i nie zaczniesz tęsknić za trzeźwością. A potem tęsknisz za ochlajem, ale wiesz, że to cię zniszczy, więc masz jeszcze jakiś wybór.

Ale po co czytać książki jak nie ma tam chlania i ostrego seksu? Po pijaku oczywiście.
To wszystko mamy u Ziębińskiego, autora, którego znałem z tego, że popełnił

nieautoryzowaną biografię Stephena Kinga. Teraz idzie w ślady polskich kobiet-pisarek-celebrytek – Ilony Felicjańskiej i Małgorzaty Halber z jej epokowym dziełem „Najgorszy człowiek na świecie”. „Najgorszy sort człowieka” chciałoby się rzec i to zanim stało się to modne. I właśnie o takim „najgorszym sorcie” jest książka „Wspaniałe życie”. Alkoholizm w literaturze – wszędzie zadeptane ścieżki. Narkotyki nie odebrały chwały etanolowi i od zamierzchłej starożytności literatura unosi się na falach piwa, wina, wódki jak Noe na swojej barce. Ktoś tu mówił coś o banale? Ktoś tu pisał coś o banale?

Lubię czytać o przegranych, o looserach. Alkoholizm nadaje nieudacznictwu oryginalny polor. Po pijaku człowiek walczy ze swoim niespełnieniem i sam fakt picia go w tym akcie uwzniośla. Bo co jest ciekawego w ludziach sukcesu? Dla mnie to nuda i tak naprawdę wolimy tracić czas niż się starać. Praca jest nudna, picie jest ciekawe. Piłem z nudów, bo jak piłem, to się nie nudziłem. Nie bałem. Bo piłem ze strachu. Strach wraca na kacu, więc zawsze przegrywałem. I o tym jest ta książka. Picie zawsze idzie w parze z przegraną, która pod wpływem alkoholu urasta do rangi greckiej tragedii, a potem jest szansa na zmianę, najczęściej niewykorzystana i ta pijacka romantyka nas pijaków uwodzi. A wszystko to podszyte pospolitością i standardem. Miliony ochlaptusów, którzy przy każdym kieliszków stwierdzają banalny fakt, że to wszystko nie ma sensu. Ile heroizmu trzeba, żeby codziennie rano wstać i sprostać rzeczywistości, która jest tak paranoicznie monotonna?

W ogóle to dlaczego nikt jeszcze nie zorganizował festiwalu literatury pijackiej? No bo festiwali kryminalnych mamy bez liku. Powieść Roberta Ziębińskiego mogłaby startować w obu kategoriach. A gdyby to połączyć i stworzyć festiwal kryminałów z wątkiem alkoholicznym? Cóż, kryminał nie jest najmocniejszą stroną powieści „Wspaniałe życie”, ale jako alko-powieść sprawdza się doskonale. Tak czy siak trzeba stwierdzić, że alko-powieść stanowi odrębny gatunek literatury. Niech będzie, że banał, że było, ale temat ma żarcie i każdy początkujący adept sztuki pisarskiej musi się z tym zmierzyć, a jeśli nawet nie musi, to jest alkoholizm marketingowym pewniakiem.

Ziębiński próbuje iść nową alkoholową dróżką. Na próżno. Żadne tłumaczenia, że pijaństwo jest passe, że jest nudą, że jest pospolitością nie jest w stanie zniwelować potencjału, jaki drzemie w C2H5OH w kontekście literackim. Zresztą tak samo jest z wszelkimi odmianami „Pamiętników narkomanki” - chodzi zawsze o jedno, żeby się wybić na motywie uzależnienia. I właśnie to się Ziębińskiemu udaje, choćby nie wiadomo jak mocno sobie zaprzeczał. Czytamy, bo nam się podoba picie, trzeźwienie, loteria – wychla, nie wychla. Polscy pisarze nigdy nie potrafili opowiadać o miłości. Potrafili za to pisać o piciu. I o śmierci za ojczyznę. Ziębiński też potrafi. Wyssał to z mlekiem matki. Czekam na powieść o powstaniu warszawskim.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Recenzja książki "Naśladowcy" - wyd. Otwarte

19-04-2016


zdjęcie okładki i recenzja lubimyczytac.pl

Pogrobowcy nazizmu

Tytuł książki: Naśladowcy
Autor książki: Ingar Johnsrud

Skandynawski kryminał, który spełnia wszelkie wymogi, by zaliczać się do grona czołowych przedstawicieli tego nurtu – tyle już na wstępie mogę powiedzieć o powieści Ingara Johnsruda „Naśladowcy”, którą w swojej kryminalnej serii „Zodiak” prezentuje wydawnictwo Otwarte.
Norwegia – to stamtąd pochodzi Ingar Johnsrud. Kraj piękny i tajemniczy, pełen kontrastów i, mimo bogactwa, problemów. Kiedy dziś myślę o Norwegii to oprócz pięknych lasów i cudownych fiordów na myśl przychodzi black metal z najmroczniejszą z mrocznych grupą Mayhem na czele, w której doszło do konfliktu zakończonego zabójstwem jednego z członków zespołu. Drugim skojarzeniem jest Anders Breivik – tu komentarz jest zbędny. I, myśląc o Norwegii, zadaję sobie pytanie – jak to jest, że w kraju dostatnim, gdzie mieszkają spokojni ludzie, rodzą się takie schizy? Czy to nie duchy starożytnych, pogańskich bogów, wyłaniają się z pradawnych lasów, by mścić się na nowoczesnej Skandynawii?

To ostatnie pytanie bardziej jest prowokacją niż pragnieniem otrzymania odpowiedzi, ale gdy trzymam w ręku książkę „Naśladowcy” to włączają mi się wszystkie negatywne skojarzenia i specyficzna fobia, która każe wierzyć, że ta nowoczesna i piękna Skandynawia to jedynie wierzchnia warstwa, pod którą narastają pokłady wszelkiego współczesnego zła. „Naśladowcy” bowiem to fundamentalizm religijny islamski i chrześcijański, mroczne loże i stowarzyszenia, terroryzm i eksperymenty z bronią biologiczną, w końcu eugenika i nazizm – wszystko to znajdziemy w powieści Johnsruda.

Komisarz Frederik Beier jest świeżo po rozwodzie. Jego życiowe problemy nakładają się na sprawę brutalnego zabójstwa, które zostało dokonane na członkach chrześcijańskiej sekty „Światło Boga”. W rozwiązaniu zagadki pomaga mu Kafa Iqbal, z racji swego pochodzenia specjalistka od islamskiego terroryzmu. Jednak czy ten trop okaże się prawdziwy? Wkrótce okazuje się, że krwawa zbrodnia sięga korzeniami głęboko w mroczną historię II wojny światowej i wiąże się z genetycznymi doświadczeniami prowadzonymi przez faszystów.

„Naśladowcy” to epicka w formie fabuła, pełna mylnych tropów i rozgałęziających się ścieżek. Twist leci tutaj za twistem a wszystko to odbywa się przy opisie brutalnych eksperymentów na żywych organizmach ludzkich i posoki, która bryzga na większości kart powieści. Do tego Johnsrud mierzy się z ważnymi dla Europy i jego ojczyzny tematami. Porównania do powieści Jo Nesbo i Stiega Larssona nie wydają się w przypadku „Naśladowców” na wyrost. Jest tu jeszcze ten specyficzny, norweski mrok, który doprawia tę historię chłodem i żarem jednocześnie.

Po prostu warto to sprawdzić – polecam zarówno miłośnikom skandynawskich kryminałów jak i tym, którzy oczekują od prozy gatunkowej głębszej refleksji na temat współczesnego świata i jego problemów.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Recenzja zbioru reportaży Marcina Kołodziejczyka "Bardzo martwy sezon" - wyd. Wielka Litera

recenzja i zdjęcie okładki lubimyczytac.pl



18-04-2016

Polska numer B

Autor recenzji: lapsus
Autor książki: Marcin Kołodziejczyk

Jak to dobrze, że są książki. Jak to dobrze, że są takie książki, które składają się z tekstów prasowych, które zbierają felietony i reportaże z wielu lat. Gazet dziś mało kto czyta, starych gazet zupełnie nikt, a taka lektura jest jak wejście po raz drugi do tej samej rzeki, opis świata, który przeminął, ale który stworzył ten nasz dzisiejszy. Czy ten obecny świat jest lepszy? Nie wiemy, ale z tych starych reportaży dowiadujemy się, że ten miniony nie był taki zły, gdy spojrzeć nań z dystansu. Tak jest w przypadku książki Marcina Kołodziejczyka „Bardzo martwy sezon”, zbioru reportaży, które pierwotnie ukazywały się w rubryce „Na własne oczy” Tygodnika Polityka w latach 2000-2014.

Ciekawi mnie inspiracja Kołodziejczyka dla jego reportaży. Pierwszy tekst prezentowany w książce pochodzi z 2000 roku, natomiast w 1998 roku powstał film dokumentalny Ewy Borzęckiej zatytułowany „Arizona”. Film przedstawiał mieszkańców popegeerowskiej wsi Zagórki, którzy czekają na Godota i spożywają wino marki „Arizona”. Ten reporterski dokument stał się inspiracją dla wielu dzieł. Mówiąc, że stał się inspiracją, mam na myśli to, że był pierwszy. Później powstawały takie filmy jak na przykład „Pieniądze to nie wszystko” Machulskiego czy „Zmruż oczy” Jakimowskiego (zresztą o aktorze innego filmu Jakimowskiego „Sztuczki” jest jeden z reportaży „Bardzo martwego sezonu”), gdzie wyrażona została już swego rodzaju moda, by ludzie kultury i biznesu nieśli swój kaganek oświaty i postpozytywistycznie ulepszali, edukowali, naprawiali polską wieś. Reportaże Kołodziejczyka idą tym tropem.

„Sceny kulturalne we wsi mazurskiej”, „Pod sklepem”, „Porno dla ubogich”, „Opakuj i sprzedaj swoją wieś” to tylko niektóre tytuły tych reportaży. Już one wprowadzają nas w świat prowincjonalnych tematów, które zawsze polskiego czytelnika będą cieszyć, bo „wsi spokojna, wsi wesoła” jak wiadomo z serialu „Ranczo”. W tych reportażach jest nadzieja i beznadzieja, jest dobro i małe, wredne wiejskie zło, jest inny, zacofany świat jak z kart Stasiuka i jest pragnienie zmiany i nowoczesności.

Teksty, składające się na ten tom, nie są poświęcone jedynie tematyce wiejskiej. Pojawia się tutaj także krajobraz postindustrialnych zgliszcz, pozostałych po upadłych zakładach, które także są widmami słusznie minionego okresu PRL. Zawsze za tymi obrazami stoi pytanie, co się tutaj wydarzy, co będzie dalej. Kołodziejczyk w kilku tekstach podąża śladem ludzi, którzy ruszają z miejsca, podróżują, by odnaleźć swoje nowe miejsce w życiu, by wyrwać się z beznadziei, która może i jest poetycka, ale tylko dla kogoś, kto patrzy na to z boku. „Z daleka widok jest piękny” - tak zatytułował swój film o polskiej wsi Wilhelm Sasnal i to jest dobry tytuł.

Tak już mam, że jak film lub książka jest o wsi to jestem kupiony. „Chłopów” czytałem trzy razy, a „Ziemia obiecana” to była droga przez mękę. Kocham „Wesele” Wyspiańskiego, Wajdy i Smarzowskiego. Jestem typische polnische redneck, który inhaluje się disco-polo, klubami bara bara riki tiki tak, statuą ze Świebodzina, Radiem Maryja, Sanktuarium w Licheniu i całym tym pisowskim wstrząśniętym niezmieszanym folklorem Polski numer B, C, a nawet D. To dlatego lektura reportaży Marcina Kołodziejczyka sprawiła mi dziką rozkosz. I wszystkim tym, którzy kochają polskie antysielanki książkę tę polecam i zachwalam.

Tylko jak czerw drąży me mroczne korytarze pytanie, po co polski inteligent, literat jedzie na wieś? Zobaczyć tę prawdę polską i siermiężną, zmierzyć się z nią i z samym sobą? A może wybić się na fejmie polskiej wiochy? Czepiam się, bo „Bardzo martwy sezon” to dobra literacka robota, a to przecież najważniejsze.

Dobrze się stało, że takie teksty trafiają do książek, dobrze się dzieje, że możemy powrócić do tych lat całkiem niedawnych ale przecież odległych, by zobaczyć jak zmienił się polski krajobraz. Takie spojrzenie z dystansu ma dużą moc i dużo potrafi nam uświadomić.

sobota, 2 kwietnia 2016

Recenzja książki Bronnie Ware " Czego najbardziej żałują umierający" - wyd Czarna Owca

30-03-2016
zdjęcie okładki i recenzja
 

Czyńmy dobro

Autor recenzji: lapsus
Autor książki: Bronnie Ware

Bronnie Ware uśmiecha się do nas z okładki tej książki. Jej uśmiech wzbudza uśmiech. Uczucie szczęścia. Są tacy ludzie, na których widok, od których słów unosimy się kilka centymetrów nad ziemią. Czujemy się szczęśliwsi i lepsi. Od kiedy mam tę książkę robię sobie z niej kompres. Kiedy źle się czuję, boli mnie głowa albo coś innego, biorę ją do ręki, spoglądam na zdjęcie Bronnie i jakby ręką odjął.

Kim jest Bronnie? Jest Australijką, podróżniczką, znaną na świecie blogerką, w końcu autorką książki „Czego najbardziej żałują umierający”. W książce Bronnie opowiada nam historię swojego życia i możemy się tam dowiedzieć dużo więcej na jej temat, ale najważniejsze są tutaj rozmowy z ludźmi, którzy odchodzą na drugą stronę, bo właśnie opieka paliatywna jest życiowym wyborem, jakiego dokonała autorka książki. Bronnie dzieli się z czytelnikami tym, czego dowiedziała się od ludzi stojących w obliczu nieuchronnej śmierci.

Żyjemy tak jakby jej nie było. Śmierć czeka każdego z nas, a przecież nasza kultura eliminuje i usuwa ją z pola widzenia. Czasem śmierć zaskakuje człowieka w najmniej spodziewanym momencie, uderza jak piorun i wtedy pozostawiamy po sobie zamęt, chaos, tysiące niezałatwionych spraw, tysiące niewypowiedzianych słów. Dlaczego tak się zdarza? Bo eliminowanie śmierci z horyzontu naszego poznania rodzi strach. Śmierć staje się dla nas najdzikszą bestią, potworem z naszych nocnych koszmarów. A przecież śmierć jest jak kromka chleba, jest naszym powszednim doświadczeniem, gdyż od momentu narodzin zegar nasz tyka wstecz. I tylko nie wiemy, jak dużo czasu nam pozostało – więcej, mniej, a może wcale.

Ach Bronnie, Bronnie w Twej książce jest tyle mądrości i spokoju. Filtrujesz te wszystkie historie o ludzkim umieraniu przez swoje doświadczenie, że stają się one bardziej osobiste, można powiedzieć, że przeglądasz się w oczach umierających, by lepiej poznać siebie, a dzięki temu dać nam odwagę i siłę. Prawda o życiu jest złożona w śmierci, tę prawdę chcesz nam powiedzieć, prawda?
A piszesz po to, byśmy, gdy nadejdzie ta chwila, nie musieli powtarzać, jak bohaterowie Twojej książki: szkoda, że nie miałem odwagi żyć, tak jak chciałem; szkoda, że tak dużo pracowałem; szkoda, że nie miałem odwagi okazywać uczuć; szkoda, że straciłem kontakt z przyjaciółmi; szkoda, że nie pozwoliłem sobie być szczęśliwym.

Bronnie, Twoja książka jest wspaniała, bo zamiast straszyć medycyną, uczy jak żyć. Dawałaś innym tyle z siebie, a co ja mogę dać Tobie? Wiem, mogę dać innym ludziom więcej zanim będzie za późno! Zanim przyjdzie moja kolej. Tak chcę żyć, dzięki Twojej książce, Bronnie! Czynić dobro i wypełniać każdy dzień miłością do ludzi i świata! Czyńmy dobro, oto sens i przesłanie Twej książki, która nie jest o śmierci ale o życiu! Dziękuję Ci Bronnie, będę pamiętał

czwartek, 24 marca 2016

Recenzja zbioru felietonów "Setka" Krzysztofa Vargi - wyd. Wielka Litera

23-03-2016\
zdjęcie i recenzja lubimyczytac.pl
 

Polak Węgier dwa bratanki

Tytuł książki: Setka
Autor książki: Krzysztof Varga

Krzysztof Varga, pisarz, dziennikarz, nade wszystko rewelacyjny felietonista, ma węgierskie korzenie. Dał temu wyraz w swojej książce „Gulasz z turula”, która opisywała współczesne Węgry zanim stało się to modne. Czy istnieje związek między pochodzeniem Krzysztofa Vargi a zbiorem jego felietonów zebranych w tomie „Setka”. Według mnie jest i to bardzo wyraźny.

Felietony te pochodzą z lat 2012-2015 i drukowane były w „Dużym formacie”, magazynie „Gazety Wyborczej”. Powszechnie wiadomo, że gazet dziś nikt nie kupuje, więc dobrze się stało, że perełki polskiej felietonistyki zostały zebrane w osobnej książce. Dobrze się stało także dlatego, że „Setka” jest wyjątkowym i ważnym zapisem momentu przełomu, który w tym czasie miał miejsce.

„Setka” to książki, „Setka” to filmy. Rzadziej te dobre, którymi autor felietonów się zachwyca. Częściej są to dziełka, o których Krzysztof Varga nie ma zbyt wysokiego mniemania. I właśnie w tych zjadliwych tekstach autor wspina się na wyżyny. Varga staje się tutaj tropicielem miernoty, głupoty, katolickiego zaścianka. Gdybyż zatrzymał się nasz felietonista na pisaniu tekstów o dobrych dziełach któż usłyszałby o prawicowych pisarzach i dziennikarzach, a to oni są prawdziwą pożywką dla literackiej szydery, którą Varga uprawia.

No właśnie, któż by usłyszał o kościelnych publicystach jak ksiądz Oko czy biskup Hoser, o powieściach Polkowskiego czy Wildsteina, o Horubale czy zapomnianym Łysiaku, gdyby nie felietony pana Vargi. I tutaj jest ta nić wiążąca wątek węgierski z polskim. Wiadomo wszak, że prawica polska zapatrzona jest w ideały węgierskiej demokracji spod znaku Victora Orbana. Varga więc krytykuje ten punkt widzenia, kopiąc bez litości w odsłonięte intelektualnie mielizny prawicowych publicystów. Punktuje celnie, z zadziorem i humorem jednocześnie, że czytelnik tekstu nie czyta lecz chłonie bez opamiętania, co raz parskając śmiechem znad książki. I czego się dowiaduje z tych felietonów ku chwale „Gazety Wyborczej” pisanych? Dowiaduje się zatem, że prawicowe pisarstwo i publicystyka to główny nurt polskiego życia intelektualnego. I co robi powyższy czytelnik? Sięga raz po raz po prawicową prasę i literaturę. I co się temuż czytelnikowi ukazuje? Że to literatura i publicystyka równie wesoła jak felietony Krzysztofa Vargi. Więc czytelnik zostaje wiernym czytelnikiem „W Sieci” albo „Do Rzeczy”, gdyż, parafrazując Jana Pietrzaka, dziś już nie satyryka lecz polityka jak najbardziej prawicowego, „lepiej i tak nie będzie, więc niech przynajmniej będzie weselej”.

I tak oto Krzysztof Varga wyłania się z felietonów, które jak tytułowa „Setka” uderzają do głowy, jako propagator myśli prawicowej, jako gorący orędownik węgierskiego modelu demokracji. To dzięki Krzysztofowi Vardze otwiera się dla nas skarbiec tych idei i choć szydera Vargi nie ogranicza się do prawej strony sceny politycznej, to jednak plon obfity wydaje właśnie to, co zasiane zostało w naszej rzeczywistości polskiej wzorem braci Madziarów. Zatem „Lengyel magyar – két jó barát”. Polish Hungary Freedom forever! Uwaga – stara prawda, że „Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki” w kontekście tytułu „Setka” może wywołać u czytelników rausz, który może owocować zrywem patriotycznych uniesień.

sobota, 19 marca 2016

Recenzja książki "Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka" Cezarego Łazarewicza - wyd. Czarne

11-03-2016
zdjęcie okładki i recenzja www.lubimyczytac.pl
 

Metodologia kłamstwa

Autor recenzji: lapsus
Autor książki: Cezary Łazarewicz

Byłem wtedy dzieckiem. Sprawę Grzegorza Przemyka pamiętam jak przez mgłę. Może bardziej z późniejszych relacji. U mnie w domu o takich sprawach się nie mówiło, albo powtarzało oficjalną wersję, że chuligani narozrabiali. Wujek, co przyjeżdżał na wódkę i schabowe, mówił, że w Skierniewickiem za słowo Solidarność wieszają – to zapamiętałem, to wieszanie jakoś mi w pamięci utkwiło. Nie raz ojca i matkę znajomi esbecy ratowali przed pałowaniem. A co to ma do rzeczy, czyli do książki Cezarego Łazarewicza „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka”? Ano rzecz jest o kłamstwie, które żyje obok nas i o prawdzie, której nie potrzebujemy.

Taki banalny przykład - Goebels twierdził, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Hołdował tej zasadzie towarzysz Urban, w latach 80. rzecznik rządu, a dziś podziwiany chyba bardziej niż w latach 80., gdy stał się synonimem hipokryzji państwa wobec obywateli i wierności goebelsowskiej zasadzie. Tak, w kłamstwo trzeba uwierzyć, potem już wszystko staje się możliwe. Tak, kłamstwo uprawniają wyższe racje polityczne, czy państwowe, Historia to równy stuk defiladowego marszu, nie płacz osieroconej matki.

Książka Cezarego Łazarewicza jest formalnie nie tak znowu częstym przykładem w polskiej literaturze reportażu sądowego. Mam wrażenie, że kiedyś takich książek było więcej, ale dziś ich funkcję przejął reportaż filmowy. Jest to przykład ciekawy także dlatego, że ma formę książki, więc nie ma tutaj formalnych ograniczeń, jakie stwarza prasa. Autor nie musiał się liczyć ze skromną objętością gazetowego tekstu. W efekcie otrzymujemy szczegółowy zapis tego wszystkiego, co działo się od momentu pobicia Grzegorza Przemyka aż do chwili ogłoszenia wyroku. Ale dochodzenie w sprawie jest tylko zewnętrzną warstwą książki, która, owszem, wciąga, ale pod nią ukazuje się czytelnikowi przesłanie o wiele istotniejsze i wiele bardziej uniwersalne.

Dziś, kiedy z kłamstewkami i manipulacjami mamy do czynienia co chwilę, gdy kłamstwo jest niemal usankcjonowanym sposobem komunikacji pod postacią rozmaitych technik i strategii zdobywania klienta czy politycznego poparcia, człowiek współczesny jest coraz mniej wrażliwy na ten aspekt relacji międzyludzkich. Akceptujemy kłamstwo. Zgadzamy się na kłamstwo. Sami stajemy się uzależnieni od kłamstwa. Zapominamy, że od kłamstwa zaczyna się każde zło. To od kłamstwa zaczyna się biblijna historia ludzkości i cały problem z człowiekiem.

To jest ten uniwersalny element książki Łazarewicza, element, który wynosi jego reportaż ponad inne dziennikarskie zapisy zbrodni, bo nie o zbrodnię w tym reportażu chodzi. Tutaj mowa jest o podstawie moralnej, jaką jest prawda. Łazarewicz przedstawia nam zapis kłamstwa, ukazuje metodologię oszustwa, gdzie człowiek zostaje pozbawiony podmiotowości, w trosce o dobro swoje, o dobro systemu także, musi uwzględnić kłamstwo jako element konieczny. Autor pokazuje nam proces falsyfikacji rzeczywistości, który utwierdza sprawców, że sprawcami nie są oraz niewinnych, że dopuścili się zbrodni. W zasadzie w tym ujęciu ludzie są niewinni. Winne stają się mechanizmy systemowe. Niewinni są zarówno milicjanci, którzy śmiertelnie pobili Grzegorza Przemyka jak i ich dowódcy z generałem Jaruzelskim i generałem Kiszczakiem na czele. To dlatego mogli oni spać spokojnie i bezproblemowo patrzeć ludziom w twarz, uznając się przy tym za dobrodziejów Polski. W tym kontekście „Żeby nie było śladów” jest opowieścią o klęsce tzw. „grubej kreski” i o tym jak komunistyczne kłamstwo przetrwało w wolnej Polsce.

Jakże blado w tym ujęciu wypadają ci wszyscy „sprawiedliwi”? Jakże ubogie są ich racje, będące racjami Lorda Jima? Są to tylko jednostkowe prawdy, które milkną wobec historii. A jednak nie mogłem oprzeć się podziwowi dla tych wszystkich, którzy wbrew logice bronili swoich wersji, mimo iż chciano uczynić z nich w świetle prawa ludzi obłąkanych, zatopionych w zemście i nienawiści . Dziś pamiętamy kim byli Jaruzelski, Urban i Kiszczak, ale kto wie, kim była Barbara Sadowska, kim byli świadkowie, bojący się do dziś podać swoich pełnych personaliów? To także powód, dla którego trzeba przeczytać tę książkę dziś. Że byli i będą ludzie gotowi dla prawdy ponosić największe ofiary, choćby ta prawda była tylko marnością wobec potęgi kłamstwa.

poniedziałek, 14 marca 2016

Recenzja książki "Opowiadania o młażeństwie i seksie" Michala Viewegha - Oficyna Finna

11-03-2016
zdjęcie  okładki i recenzja www.lubimyczytac.pl

Różowa narracja

Autor książki: Michal Viewegh

Mamy nowego Michala Viewegha, ale tym razem w różowym odcieniu. „Opowiadania o małżeństwie i seksie” to rzadko spotykana na polskim rynku wydawniczym gratka dla miłośników literackiej erotyki.
Okładka cieniutka za to różowiutka z pupą w obcisłych, koronkowych majteczkach. Przypomina to pewne wydawnictwa soft porno z początku lat 90., których „mistrzem” był Andrzej Rodan, ale też Zbigniew Nienacki, autor „Pana Samochodzika” miał niemałe osiągnięcia na tym polu. Już od efektu okładki i od taniego papieru, na jakim „Opowiadania...” są wydane robi mi się sentymentalnie. Jeśli dodamy brak znaków diakrytycznych przy literach ą i ę, robi się już całkiem swojsko i witamy z powrotem w latach 90. Aż mnie w pociągu, w którym ostatnio jeździłem do pracy i czytałem tę książkę, brali za erotomana.

A przecież proza Viewegha broni się sama i nie trzeba jej żadnej antyreklamy. Jego opowiadania są bardziej o seksie niż o małżeństwie, które stanowi jedynie swoisty kontrapunkt dla donżuańskich wyznań narratora. We wstępie czołowy czeski prozaik dystansuje się od swojego bohatera, Oskara, ale jednocześnie mruga do czytelnika, że przygody ukazane w tomie nie są mu wcale obce.

I nie jest to żadna pornografia – ani soft, ani hard. Wszystko tutaj kończy się przed ukazaniem organów w pełnej krasie. Może kogoś to zniechęci, ale istotą erotyki Viewegha jest flirt, gra, intryga. Sam akt jest okryty tajemnicą. W istocie to bardzo skromna książka, jeśli spojrzymy na tradycję Don Juana czy Boccaccia. A nawet jeśli miarą erotyki będą tutaj erotyczne wątki pisarstwa Kundery, to Viewegh nie chce mocno prowokować. Tradycja Milana Kundery, libertyński smaczek jego prozy jest tutaj mocno widoczny, lecz Viewegh subtelnie wplata te wątki, rozmyślając nad istotą relacji damsko-męskich. Poza tym Kundera jest mizoginiczny, a Viewegh ukazuje przebiegłość niewieścią i że to właśnie panie są ekspertkami w prowadzeniu miłosnej gry, a gdy mężczyzna jest przekonany o swej wielkości myśliwego, to często jest zasługa jej erotycznego sprytu.

Przeczytałem sporo powieści mistrza czeskiej prozy i muszę powiedzieć, że „Opowiadania o małżeństwie i seksie” są jedną z najciekawszych książek tego autora. Szkoda, że nie idzie za tym dbałość edytorska, bo jeśli porównać „Opowiadania...” z wydaną ostatnio „Ekożoną”, to dzieli je przepaść na korzyść tej ostatniej i może to spowodować, że czytelnicy, a szczególnie czytelniczki, mogą omijać tę książkę szerokim łukiem. A przecież jest to subtelna erotyka literacka dobrej próby, co wcale nie jest jakąś oczywistością, więc szczerze zachęcam.

sobota, 5 marca 2016

recenzja powieści Despentes "Vernon Subutex 1" - wyd. Otwarte

 
02-03-2016

Nazywam się Subutex, Vernon Subutex

zdjęcie okładki i recenzja  lubimyczytac.pl                               Autor recenzji: lapsus
Tytuł książki: Vernon Subutex tom 1
Autor książki: Virginie Despentes

Twórczość Despentes poznałem na początku XX wieku. Przez przypadek obejrzałem „Gwałt”, film oparty na jej debiutanckiej powieści, który współreżyserowała. Odebrałem go jako zwykły pornos – Despentes nie wahała się zastosować tej antyestetyki, by stworzyć obraz będący sadystycznym pastiszem „Thelmy i Louise”. Dwie laski w akcie zemsty podróżują po Francji gwałcąc i zabijając swoje ofiary, głównie napalonych facetów. Dziś dostajemy do rąk prawdziwy bestseller jej autorstwa – powieść „Vernon Subutex”, powieść, którą Otwarte, wydawca książki, określił jako wydarzenie literackie 2015 roku we Francji.

Vernon Subutex, paryski sprzedawca płyt i bywalec salonów, ma już na karku piąty krzyżyk. Mimo to lubi biały proszek, alkohol, fajki, blanty i przede wszystkim muzykę. Niestety powoli traci pieniądze, pracę, przyjaciół, w końcu swojego dobrodzieja, którą jest gwiazda rocka dzięki zasobności portfela utrzymująca Vernona na powierzchni. Bohater zaczyna tonąć, a powieść jest zapisem szybkiego schodzenia na dno i samotności w paryskim tłumie. A tłum ten w wydaniu Despentes to prawdziwy magazyn osobliwości.

Virgine Despentes jest w Polsce znana jedynie z cyklu esejów wydanych w tomie „Teoria King Konga” przez Fundację Feminoteka. Może to jednoznacznie lokalizować autorkę jako pisarkę zaangażowaną po feministycznej stronie barykady. Cieszyłem się, że czytając „Vernona” nie musiałem mierzyć się z teoriami feministycznymi, gender, queer, LGBT itp. To wszystko tam jest, ale ta powieść to symfonia albo jak słusznie zauważył rosyjski teoretyk literatury, Michaił Bachtin, powieść-polifonia, gdzie na równych prawach wybrzmiewa wiele głosów, które niejednokrotnie stoją wobec siebie w radykalnej opozycji.

Tak często widzimy awersję do takiego stawiania sprawy, ukazywania prawdy w literaturze jako dyskursu. Współczesna powieść jest w zasadzie monologiem, wyrażeniem pewnej określonej prawdy, prawdy będącej prawdą autora. Szczególnie wyraźne jest to widoczne w polskiej literaturze, gdzie polaryzacja światopoglądowa służy zdefiniowaniu „właściwej” postawy pisarskiej i od razu wiadomo, kto ma chwalić, a kto ganić dzieło. Właśnie to jest siłą „Vernona Subutexa”, że Despentes rezygnuje ze swojej prawdy, co nie oznacza, że brak tutaj elementów, które możemy utożsamiać z postawą autorki. Laski tutaj ładują po pyskach nazioli, kobiety są silne, prą do przodu jak buldożery, są opisane konstelacje transowo-gejowskie, ale jest pewna rzecz, która wszystko to zrównuje – to poczucie dojmującej samotności, że przychodzi taki moment, gdy nie ma już nikogo przy nas, gdy każda relacja staje się żebraniną. I nie pomoże tutaj WOŚP ani Caritas, bo sami sobie nie jesteśmy w stanie pomóc.

Subutex to farmaceutyk stosowany przy leczeniu uzależnień – w Polsce, z tego co udało mi się ustalić, niedozwolony, ale we Francji legalny. Tytuł można zinterpretować jako odejście od życia bogatego w psychodeliczne doświadczenia, zejście na margines po to, by zobaczyć świat od innej strony, świat uboższy ale czystszy. Despentes, podobnie jak tytułowy Vernon, zajmowała się sprzedażą płyt, eksperymentowała z seksem i substancjami, dlatego odczytałem tę powieść jako grę prowadzoną między autorką, narratorem a bohaterem. Czy ta gra wciągnie czytelnika? Nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości, a duża w tym zasługa tłumacza – Jacka Giszczaka. To dzięki niemu podążamy przez meandry labiryntu Vernona nie mogąc odłożyć książki ani na chwilę, bo ta historia wciąga na samo dno.

czwartek, 25 lutego 2016

Recenzja powieści Susan Taubes "Rozwiązek" - Ha!art

24-02-2016
                                 recenzja i okładka

Opowiedz mi o Susan

Tytuł książki: Rozwiązek
Autor książki: Susan Taubes

Samotność. To słowo nie pada prawdopodobnie w powieści Susan Taubes „Rozwiązek”. A może pada, ale jakby tam samotności nie było wcale. Właściwie jest to powieść o nieustannych tłumach ludzi dookoła, kochankach, miłości, dzieciach, podróżach. A jednak samotność jest uczuciem dominującym w tej powieści. Dziś, prawie pół wieku od momentu premiery, możemy przeczytać tę wyjątkową powieść w polskim przekładzie Magdaleny Nowak dzięki wydawnictwu Ha!art, wydawnictwa, które wydaje „wszystko, co się nie opłaca”, ale co warto przeczytać.

W przypadku powieści „Rozwiązek” słowo „warto” jest za słabe. „Rozwiązek” to powieść z trzewi, wyszarpana z bólu egzystencji i z piwnicy podświadomości, to rzecz absolutnie osobista, ale szczerość Taubes jest opowieścią, która dotyka każdego – nie w sensie doświadczenia, ale w sensie egzystencjalnych pytań, które stawia sobie autorka. „Rozwiązek” nie jest ekshibicjonistyczny, nie jest prowokacją ani rozliczeniem. „Rozwiązek” to intymna powieść o kobiecie w przełomowym momencie życia, powieść niedoceniona i nad tym chciałbym się tutaj zastanowić. Co spowodowało, że mimo doskonałej formy, narracyjnych urozmaiceń, urzekającego stylu, była to powieść niedostępna polskiemu czytelnikowi? Niedostępna do dziś.

Za mało feministyczna, za mało prowokacyjna, za mało żydowska, choć opis społeczności żydowskiej z okresu międzywojnia jest urzekający. Niby tematem głównym jest tutaj rozwód, tyle że cały czas miałem wrażenie, że rozwód nie jest właściwym problemem tej powieści. Problemem jest kobieta, która stoi w obliczu ważnej decyzji, podejmuje tę decyzję i okazuje się, że żaden z problemów nie został rozwiązany. Dlatego polski tytuł - „Rozwiązek” (ang. Divorcing) – pasuje tutaj doskonale. Dla bohaterki staje się oczywiste, że żadne działanie, nawet najbardziej radykalne, nie jest w stanie rozwiązać wewnętrznego, psychicznego supła. Wyciąga coraz to nowe sznurki z tego zasupłania, ale to tylko zaciska duchowe kłębowisko coraz bardziej.

Może dziwić podczas lektury, że jest to w dużej mierze powieść o miłości. O silnej więzi z ojcem, o poszukiwaniu miłości z mężczyznami, w końcu o miłości rodzicielskiej do dzieci. Ale też o braku miłości macierzyńskiej, o tym jak dziecko staje się nieświadomą konkurencją w walce o serce mężczyzny i targa potem tę traumę przez życie jak niewidzialne chomąto. Nad tymi poszczególnymi miłościami jest rozpostarta marionetkowa sieć, powodująca świadomość zniewolenia, jakby te miłości i ich brak wikłały nas coraz bardziej w stan niemożności. By owo zniewolenie zobrazować Taubes przywołuje obrazy przypominające „Proces” Kafki i miałem uczucie jakby duch tego wielkiego Żyda unosił się nieustannie nad powieścią amerykańskiej pisarki.

W moim osobistym odbiorze książka ta wyjątkowo mocno i prawdziwie ukazuje relacje ojciec-córka. W tym aspekcie, który przemawiał do mnie w bardzo osobisty sposób, możemy zobaczyć jak silne uczucie, miłość ojcowska, bierze udział w procesie wewnętrznego ubezwłasnowolnienia bohaterki. I nie ma tu odpowiedzi, co było nie tak, co było źle, ale cały czas pozostaje ten cień ojca, który ogranicza horyzont poznania bohaterki.

Susan Taubes popełniła samobójstwo wkrótce po wydaniu powieści. Miała 41 lat. I tak myślę, że ciężar tej powieści był zbyt ciężki, że ta książka, ta osobista prawda pociągnęła ją za sobą jak kamień w otchłań głębi Atlantyku. Ale dla tego ciężaru osobistego doświadczenia kobiety trzeba sięgnąć po „Rozwiązek”, po powieść, która wymyka się łatwym kwalifikacjom, powieść, która myli tropy, nie mówi wprost o czym jest naprawdę, bo prawda ta rozpięta jest między stronami książki i między biografią autorki.

sobota, 20 lutego 2016

Recenzja książki "Cmentarz w Pradze" Umberto Eco - wyd. Noir sur Blanc

Historia jako intryga literacka
31-10-2011
okładka i recenzja od portalu lubimyczytac.pl
 

Historia jako intryga literacka

Tytuł książki: Cmentarz w Pradze
Autor książki: Umberto Eco

Simonini – główny bohater powieści „Cmentarz w Pradze”, to osobnik stojący w cieniu mechanizmów historii, a zarazem te mechanizmy poruszający. To wcielenie spiskowych teorii rządzących światem, sposobu myślenia o świecie, w którym trzeba na kogoś zwalić winę za to, co złego nam się przydarzyło. Simonini to jedyny fikcyjny bohater powieści; pozostali są autentyczni, jednak Simonini, stojący w cieniu, w cylindrze i pelerynie, to zarazem najbardziej prawdziwa i ponadczasowa postać tej historii.

Będę szczery – nasłuchałem się wcześniej od różnych znajomych o „Protokołach mędrców Syjonu”, moja świętej pamięci babcia też opowiadała mi o dzieciach porywanych przez Żydów, aby uzyskać krew na rytualną macę. To nie jest tak, że te legendy można dziś odłożyć do skansenu antysemickich osobliwości. Do dziś słyszę czasem, że Adam Szechter Michnik kręci trybami masońskich mechanizmów, wpływających na polityczne elity. To właśnie dlatego powieść Umberto Eco jest taka potrzebna – dzięki niej łatwiej będzie nam zmierzyć się z widmami, które krążą nad naszymi głowami i budzą nasze głęboko skrywane lęki.

To wielka pokusa być takim „nieruchomym poruszycielem” jak Simonini. Jest w tej makiawelicznej koncepcji iście szatańska próba kreowania ludzkich dziejów wedle własnego widzi mi się. A wszystko polega na tym, aby na kogoś zrzucić winę. Jeśli jest się wychowanym w duchu katolickiej tradycji, tego winowajcę nietrudno będzie wskazać – oczywiście będą to Żydzi, którzy sprzeciwili się Bożej woli i skazali na ukrzyżowanie Jezusa z Nazaretu. Teraz wystarczy już tylko odrobina fantazji, która stworzy mroczne historie o światowym spisku, który dąży do panowania nad światem. Choć nie do końca – przecież sławetne „Protokoły...” to osobliwa kompilacja literackich prób Dumasa, Joly’ego, Goedschego i Taxila, bo, aby historia była wiarygodna, musiała już być przez kogoś wcześniej opowiedziana.

Może tak właśnie wygląda cała historia literatury - nieustanne dokładanie i wykorzystywanie cudzych pomysłów. Różnica jest tylko taka, że „zwykła” literatura nie ma ambicji wpływania na losy świata, pragnie jedynie dokonać pewnej syntezy, zatrzymać to, co ulotne. Historia Simoniniego mówi czytelnikowi o niebezpieczeństwie, wynikającym z dosłowności idei. Coś funkcjonującego jako potencja wyobraźni, staje się nagle prawdą. Ktoś z rozmysłem tworzy swoją historię nie jako opowieść, ale jako obiektywnie istniejący element rzeczywistości, na domiar złego przesycony wrogością wobec świata. Ktoś budzi drzemiące w mroku ludzkiego jestestwa demony, by stały się one nikczemnym usprawiedliwieniem naszego zła i małości.

Simonini i jemu podobni szerokie pole do działania zyskali pod koniec XIX wieku, gdy głodne masy zaczęły napływać do miast w poszukiwaniu lepszych warunków egzystencji. Niebezpieczeństwa płynące z rozczarowania i nędzy stawały się zarzewiem coraz większych konfliktów społecznych. Wykorzystywali to coraz liczniejsi pobratymcy Raskolnikowa, którzy, wierząc w swą wielkość i ignorując moralność, pragnęli podjąć rząd dusz i decydować o losach narodów. Myślę, że „Cmentarz w Pradze” jest doskonałym komentarzem do tego momentu historii, gdy siła drukowanego słowa miała taką moc, że mogła zmieniać losy świata i decydować o życiu i śmierci narodów. W taki sposób spełniała się romantyczna idea o sprawczej mocy poetyckiego słowa, które niestety nieraz stawało się ciałem. Cóż – świat literackiej fikcji rządzi się swoimi prawami. Problem w tym, że każdy może tę fikcję interpretować po swojemu. Zawsze znajdą się chętni zaserwować radykalną wersję popularnych poglądów, zniekształcając je pod swoim kątem.

Moja bardzo wysoka ocena powieści Umberto Eco jest, jak zawsze w przypadku tego autora, nieco na wyrost. Tyle, że to wina mojej ignorancji, a nie włoskiego pisarza. Autor przytacza w swoim dziele tyle kontekstów historycznych, postaci, prezentujących taką wielość poglądów, że można się w tym gąszczu pogubić. Dla przybliżenia tematu warto poczytać u cioci Wiki o „Protokołach mędrców Syjonu” oraz artykuł Janusza Tazbira na ten temat, do którego link umieszczam poniżej*. Warto też zbliżyć się nieco do karbonariuszy i Garibaldiego, komunardów czy sprawy Dreyfussa. Dla większych erudytów możliwość buszowania w historii w kontekście teorii spisków to będzie, jestem przekonany, dzika rozkosz. Dla zwykłych zjadaczy książek będą jezuici i sataniści, masoni i agenci wywiadu, zamachy, spiski, morderstwa... A dla fanów psychoanalizy – Doktor Freud. „Cmentarz w Pradze” to potężna i potrzebna książka, wielka myśl i głęboka refleksja podane w sensacyjnym sosie. Zapomniałem dodać, że Simomini był smakoszem, więc znajduje się tu także kilka ciekawych przepisów kulinarnych. Pozostaje mi zatem życzyć smacznego.


*artykuł Janusza Tazbira o „Protokołach mędrców Syjonu” można znaleźć tutaj http://niniwa2.cba.pl/protokoly_janusz_tazbir_1.htm

piątek, 19 lutego 2016

recenzja powieści Charlesa Bukowskiego "Hollywood" - wyd. Oficyna Noir sur Blanc

Jak powstawała „Ćma barowa”?
zdjęcie i recenzja
 

Jak powstawała „Ćma barowa”?

Tytuł książki: Hollywood
Autor książki: Charles Bukowski

W połowie lat 80. Bukowski został poproszony o napisanie scenariusza filmowego. Miał wtedy 65 lat i po latach posuchy zaczynał na dobre istnieć w świadomości literackiej Amerykanów, stając się jednym z pisarzy głównego nurtu. Na kanwie tego scenariusza powstał nakręcony w 1987 roku przez Barbeta Schroedera film „Ćma barowa” z gwiazdorską obsadą: Hanka Chinasky'ego zagrał święcący w tamtych latach sukcesy Mickey Rourke, a w rolę Wandy Wilcox, kobiety po przejściach, wcieliła się powracająca na ekran Faye Dunaway. Film zyskał miano kultowego i jest niejednokrotnie wymieniany jako ikona amerykańskiej popkultury lat 80. Do kanonu alkoholowych scen wszech czasów przeszedł krótki fragment - pijak w barze, który trzęsącą ręką próbuje wypić szklaneczkę whisky wszystko rozlewa po drodze z blatu do ust i musi pomóc sobie szalikiem, który usztywnia dłoń jak temblak  https://www.youtube.com/watch?v=LtKAFxogIlE

Powieść „Hollywood” została wydana dwa lata po premierze filmu, w 1989 roku. W Europie wiał „wind of change”, ale Hank miał to gdzieś – jak zwykle. Nie pisał o polityce, pisał o życiu, o brudnym życiu, które go otaczało. Powracał w swoim scenariuszu do życia trampa, do lat swojej młodości, które mijały mu na piciu i pisaniu. O tym jest „Ćma barowa”. A „Hollywood” jest powieścią jak powstawała „Ćma barowa”.

Bukowski ma 65 lat. W książce powtarza wiele razy, że wszyscy jego znajomi żule z młodości nie żyją. Został sam z młodą cizią u boku, Lindą Lee, która przejdzie do historii, ponieważ towarzyszyła mu do momentu, gdy napis „Don't try” pojawił się w 1994 roku na jego nagrobnej płycie. Była wytrzymała, potrafiła nawet znieść kopniaka, który Hank zaserwował jej podczas kręcenia dokumentu „The Ordinary Madness of Charles Bukowski” z 1980 roku. Twarda sztuka. Należy się jej, tak samo jak należy się Courtney Love.

Ale w połowie lat 80. chyba się już uspokoił. Zostało mu 10 lat życia i trochę do napisania, co przy jego stylu życia i alkoholizmie jest nie byle jakim rekordem. W powieści opisuje proces powstawania scenariusza i filmu – pisze jak zawsze o tym samym, o swoim życiu. To „zwykłe szaleństwo” jest jego jedynym źródłem energii i inspiracji. Dlatego tyle wytrzymał. Na stare lata Hank mniej pije, mniej bzyka, jest milszy dla ludzi. W przeciwieństwie do środowiska filmowców, które chla na umór, rżnie bez umiaru a ludzkości wprost nienawidzi. Ale wszystko jak zwykle toczy się na orbitach, w których centrum jest Hank, dziwiący się popieprzonemu światu, niejednokrotnie bardziej popieprzonemu niż on sam.

Film po latach mnie rozczarowuje. Rourke nie jest dobrym aktorem. Może w „Zapaśniku”, gdzie zagrał samego siebie, ale w pozostałych filmach nie dał rady (kiedy widownia odkryła tę prawdę stał się dziwolągiem, który mógł zagrać a właściwie być samym sobą u Aronofsky'ego). W „Barfly” jest raczej karykaturą Chinasky'ego niż nim samym. Bukowski pisze, że nienawidził alkoholu, więc jak miał go zagrać? Dunaway też, mimo że lepsza, nie wzbudza zaufania jako barowa dziwka. Pozostała książka i ona dziś się broni. Broni się tym, co najlepsze w pisaniu Bukowskiego – bezkompromisową szczerością i humorem. Dlatego warto sięgnąć dziś po „Hollywood”, a o „Ćmie barowej” można zapomnieć.

środa, 17 lutego 2016

Recenzja biografii Bohumila Hrabala "Hrabal. Słodka apokalipsa" wyd. Czarne

Spóźnione urodziny
15-02-2016
 

Spóźnione urodziny

Tytuł książki: Hrabal. Słodka apokalipsa
Autor książki: Aleksander Kaczorowski

Książka Aleksandra Kaczorowskiego „Hrabal. Słodka apokalipsa” ukazuje się dwa lata po setnych urodzinach Bohumila Hrabala, który na świat przyszedł 28. marca 1914 roku. A szkoda, bo gdyby autor biografii nieco się pospieszył można by przełożyć rocznicę na sukces książki i przypomnieć czytelnikom o postaci czeskiego pisarza. „Hrabal. Słodka apokalipsa” ukazuje się także rok przed dwudziestą rocznicą ostatniego lotu autora „Postrzyżyn”, który wykonał 3. lutego 1997 z piątego piętra praskiego szpitala Na Bulovce. Za każdym razem marketingowa wtopa.

Najnowsza książka o Hrabalu rozpoczyna się od tego sławnego lotu, więc pewnie rocznica śmierci lepiej by tutaj pasowała, ale dlaczego 19.? Tak sobie myślę, że Kaczorowski chciał uniknąć posądzenia o rocznicowe koniunktury, tak samo jak wymykał się takim przypisaniom sam Hrabal. Tyle, że ja czekałem na takie dzieło dwa lata temu, coś co uczciłoby pamięć pisarza, o którym zapomniała nawet Nagroda Nobla i Hrabal pozostanie w smutnym ale doborowym towarzystwie pominiętych. W pisanych pod koniec życia „Dobranockach dla Cassiusa” mówił:”w ten sposób to my tej Nagrody Nobla nie dostaniemy”. Czekał na nią. Może właśnie dzięki temu stał się w końcu poetą przeklętym?

Aleksander Kaczorowski jest autorem pierwszej polskiej biografii Hrabala - „Gra w życie. Opowieść o Bohumilu Hrabalu”, która ukazała się w 2004, czyli w 90. rocznicę urodzin, więc tutaj wszystko się zgadza. Ale czy nie można było zaczekać 10 lat na 100. rocznicę i wydać jedną książkę, która wyczerpałaby temat? Ale tak jest nadzieja, że za 10 lat powstanie kolejna książka o autorze „Zbyt głośnej samotności”, który pisał przecież całe życie swoją literacką autobiografię. Tak czy siak nie ma sprawy – fani Hrabala wezmą każdą „nową” książkę na jego temat w ciemno, bez względu na rocznice.

Pierwszą książką na temat życia Hrabala, która ukazała się w Polsce, była wydana w 2000 roku biografia Moniki Zgustovej, która w Czechach wyszła w 1996 roku. Problem Zgustovej jest problemem wielu biografów – czeska autorka nie potrafiła wstać z kolan i wyszła z tego jakaś hagiografia, która przekonywała czytelników do tego, o czym już i tak wiedzieli, że Hrabal wielkim pisarzem był. Kaczorowski już w pierwszej książce odcinał się od takiej perspektywy i „Gra w życie” była czymś na wzór dochodzenia w sprawie - „wypadł czy wyskoczył?”. No bo że wyskoczył, to rzecz niemal pewna. A jeśli nawet by nie wyskoczył, to przecież literacka fikcja ma swoje prawa. Więc wyskoczył.

Kaczorowski słusznie zwraca uwagę, że motyw samobójstwa pojawia się u Hrabala niemal od samego początku. „Słodka apokalipsa” umiejętnie przesuwa akcenty tak, by uwypuklić właśnie te elementy, które wskazują na legendę Hrabala jako poety przeklętego. W swoim poszukiwaniu prawdy autor biografii sięga po mało znane polskiemu czytelnikowi źródła i to jest istotne novum, które powoduje, że mimo wrażenia, że, jak mawiał inżynier Mamoń, tak naprawdę „podobają mi się książki, które już raz czytałem”, odkrywamy prawdę o Hrabalu dużo bardziej prywatną niż w poprzednich książkach. Pytanie, czy trzeba było pisać tę biografię od nowa?

Czytając na okładce opinię Agnieszki Glińskiej, że „Kaczorowski pięknie i przenikliwie zaklina w literaturę życie Bohumila Hrabala”, miałem nadzieję na prozę non-fiction, że zostaną tu rozwalone konwencje typowej biografii, że autor uczyni to, co całe życie robił sam Hrabal, mieszając fikcję i życie i że zbliżymy się tym samym do prawdy o jego pisarstwie, o jego metodzie. Kaczorowski chciał to zrobić, ale zatrzymał się w pół drogi – pisał o metodzie tak jak czyni to biograf, a nie jak pisarz. Dzięki książce „Hrabal. Sładka apokalipsa”, my hrabalofile, wiemy dziś więcej, ale formalnie nie wykracza ona poza biograficzny standard.

środa, 10 lutego 2016

Recenzja książki Jerzego Sosnowskiego "Co Bóg zrobił szympansom?" - wyd. "Wielka Litera"

Coś Pan, Panie Sosnowski, uczynił polskim katolikom?

                                                     zdj. www.lubimyczytac.pl


„Co Bóg zrobił szympansom?” to tytuł najnowszej książki Jerzego Sosnowskiego, autora poczytnej powieści „Apokryf Agłai” i popularnego dziennikarza radiowej „Trójki”. Po przeczytaniu tej książki nie potrafię odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule, a liczyłem na to, więc można powiedzieć, że się przeliczyłem.

Po co się tłumaczyć? A jest w tej książce trochę tak, że Jerzy Sosnowski uczynił coś na kształt spowiedzi, w której grzechem głównym i najcięższym jest przyznanie się do swojej wiary. No bo jak to – człek światowy, intelektualista, erudyta nie waham się stwierdzić, odczuwa potrzebę metafizycznych uniesień? I to jeszcze w Polsce, w polskim ciemnogrodzie ze stolicą w Toruniu! Trzeba uczynić zatem rachunek sumienia. Niech słuchacze radiowego „Klubu Trójki” wiedzą, że być katolikiem to nie żaden wstyd, a być może nawet powód do dumy.

Swoją ekspiację autor wyraził w trzech częściach, które składają się z esejów na temat osobistego doświadczenia religijnego. Rozważania te są oparte o filozofię, religioznawstwo, literaturę i inne dziedziny sztuki, które są jak najbardziej prywatnym obrazem poszukiwania Boga. Autor w części pierwszej porusza temat podziału „wierzący-ateiści” - „Podziały i mosty”. W drugiej części czytelnik zostaje wprowadzony w świat bardzo osobistych niejednokrotnie rozważań na temat stosunku autora do chrześcijańskiego Boga, by w ostatniej części tego prywatnego triduum przejść do relacji „kultura-kult” i podjąć się interpretacji wybitnych tekstów kultury, które odegrały istotną rolę w jego religijnych wyborach. Dla mnie najbardziej ciekawa okazała się właśnie trzecia część, gdzie Jerzy Sosnowski dokonuje mistrzowskiej analizy dzieł Miłosza, Wojcieszka, Rymkiewicza, Tokarczuk i Philipa Dicka.

Właśnie z osobistego tonu prezentowanych tekstów czynię podstawowy zarzut tej książce, że jest to zbyt własne, zbyt jednostkowe, właśnie spowiednicze. O ile krytyk ma prawo, by wyrażać się w taki subiektywny sposób, to już kwestie filozoficzno-religioznawcze winny mieć charakter obiektywny i dążyć, mimo wszystko, ku uniwersalnemu charakterowi. I jest to książka z takiego intelektualnego zawstydzenia, że człek oczytany, autorytet w końcu, pragnie się z tego prowincjonalnego, zaściankowego charakteru polskiego katolicyzmu usprawiedliwić.

Szedłem sobie kiedyś do kościółka z członkami rady parafialnej i też im tak trajlowałem o Tomaszu Haliku, Tomaszu Mertonie i innych „niewiernych” Tomaszach. I taki pan-ślusarz, metr sześćdziesiąt w kapeluszu, z nieświadomym afro, brzuszkiem i odciskami na dłoniach, mówi mi: „A ty nie masz innych problemów?”. Bo wiara jest gdzie indziej, nie tam gdzie mądre księgi i analizy, bo wiara przekracza horyzont poznania, a co dopiero naszego doświadczenia.

Czy ludziom kultury, ogłady i elokwencji jest trudniej uwierzyć, „być jak dziecko”? Myślę, że nie. Pod warunkiem, że nie będziemy za dużo o tym myśleć, a więcej czuć. Tak jest w przytoczonych przez Jerzego Sosnowskiego w części „recenzenckiej” dziełach, dziełach, które zdają się przekraczać granicę poznawalnego. Zatem „miej serce i patrzaj w serce”.

Postawione w tytule recenzji pytanie można by odwrócić. „Cóż Panu, Panie Sosnowski, uczynili polscy katolicy?”. Ale także na tak postawioną kwestię nie znalazłem w książce odpowiedzi. Znów się przeliczyłem. Cóż, trzeba iść dalej.

wtorek, 26 stycznia 2016

Kilka refleksji po filmie Syn Szawła " Laszlo Nemesa

Syn Saula

Idziesz do komory, pilnujesz tych ludzi, przeszukujesz kieszenie ich płaszczy. W tle słyszysz krzyki komanda, w tle słyszysz krzyki gazowanych ofiar.

To nie tak, że widzisz to, co widział tytułowy Szaweł. Wolę imię Saul. Wolałbym, żeby ten film nazywał się „Syn Saula”. Po co mieszać porządki, doszukiwać symboli, nadinterpretować? Ten film jest sterylny. Jak piekło.

W „Synu Saula” chodzi o porządek. Wszystko dąży tutaj do bycia na swoim miejscu – nagie ciała ofiar pozostają za mgłą. Są tylko niepotrzebnymi elementami, które trzeba uprzątnąć.

Wszystko dzieje się w tym filmie w biegu i krzyku. Zawężona przestrzeń kadru potęguje klaustrofobię ukazanej egzystencji. Każda chwila może być ostatnią, wszystko zostało tutaj skrócone, upchane, zgęszczone. Tak jak upchane zostały ciała w komorach.

To nie tak, że widzisz to, co widział tytułowy Saul. Ty chodzisz za nim. Przyglądasz mu się. Jesteś na nim skoncentrowany, dlatego nie widzisz ostro wszystkiego , co dookoła; dlatego ciała pozostają za mgłą. Jesteś świadkiem. :Przybyłeś do tego świata na około 2 godziny. Ale co to za świat?

Ten świat dąży do czystości. Anus mundi. Trzeba wysrać to, co nie ma prawa tu być, to, co skażone. Czy skażenie ma swój koniec? Nie, ten świat dąży do anihilacji. Czystość to pustka. Pustka, która nigdy nie nastanie, bo zawsze coś zacznie buzować w najbardziej odległym końcu wszechświata, szykować kolejne formy żywej materii, która czyni zamęt w zimnej ciszy kosmicznej nocy.

„Pojęcia są tylko wyrazami”. Wierzyliśmy w słowa takie jak milość i dobro. Ale zło jest tam, gdzie nie ma dobra (Augustyn). Tam, gdzie nie ma dobra, nie ma nic. Pozostaje tylko dążenie do pustki, do braku, do ciszy. Zło jest pustką, brakiem, nieobecnością.

Ten film nie boli. Pozostaje zimny, nie ma w nim miejsca na żal i łzy. I tacy stajemy się tutaj przez te dwie godziny. W obliczu śmierci i pustki, która nas przeraża, więc czyni niemymi. Piekło jest tam, gdziestajemy się niepotrzebni, choćbyśmy gorliwie i posłusznie spełniali każdy rozkaz pustki.

Czy nie ma nadziei? To jest film o nadziei. O nadziei, że absurd piekła można przełamać absurdem wiary. Że, wydawałoby się puste gesty, nadają sens nawet temu światu. Pogrzeb syna Saula jest irracjonalnym cudem, który wydziera nas z otchłani głuchej rozpaczy. Ku pojęciom, które są trwalsze niż pustka, bo trwają poza nią.

„Syn Saula' jest kolejnym arcydziełem kina neomodernistycznego, które jest bliskie duchowi współczesnego kina wegierskiego z takimi twórcami jak Bela Tarr, Fred Kelemen, czy Kornel Mundruczo. Pozornie szybki składa się tylko z 80 długich ujęć. Film debiutanata Laslo Nemesa zbliża nas do prawdy o Holocauście także poprzez oszczedność środków, programową niechęć do epatowania obrazami kaźni.

Po dwóch godzinach wyszedłem z piekła, ale nigdy nie zapomnę, że tam wstąpiłem.

sobota, 16 stycznia 2016

Recenzja książki Charlesa Bukowskiego "Historie o zwykłym szaleństwie" - Noir sur Blanc


Bukowski bez właściwości 
 
 

Bukowski bez właściwości

Autor książki: Charles Bukowski
Normalnie to znamy Bukowskiego z trzech rzeczy: pisania, picia i dupczenia. I tego chyba oczekują czytelnicy tego autora. Im więcej odrazy, sprośności, wulgaryzmów i pustych flaszek, tym lepiej. Niektórzy twierdzili nawet, że tego za dużo. Dla nich „Historie o zwykłym szaleństwie będą idealne, bo chociaż tradycyjnie Hank przebiera miarkę, to przebiera ją umiarkowanie.
Ten zbiór opowiadań, wydany przez mające monopol na Bukowskiego Noir sur Blanc i świetnie przetłumaczony przez Michała Przybysza, pochodzi z okresu dojrzałego pisarstwa Hanka. Niby jest tutaj wszystko, po czym czuć jego prozę na kilometr, więc nie powinniśmy się rozczarować, ale tym razem nie jedzie tutaj ekstremą.

W tym zbiorze Bukowski definiuje swoją przewrotność. Oto szalony świat i normalny w tym świecie Hank. Na czym polega „zwykłe szaleństwo”? Na tym, że wstaje się o szóstej rano, zasuwa do roboty, haruje przez 12 godzin, wraca do domu, je posiłek, zasypia i jeszcze opowiada dokoła, jakim to się jest szczęśliwym. Ora et labora – według Bukowskiego postępowanie według tej maksymy jest czystym zwykłym szaleństwem.

Znamy ich. Chłopaki spod sklepu, chłopaki do wzięcia. Problem ich to te pięć złotych na porcję La Crima Christi. Nie pachną zbyt ładnie, więc omijamy ich spojrzenia, które mówią: wiesz, robić się nie chce, ale pić się chce. Raczej nie piszą wierszy, nie walą opętańczo w klawiaturę maszyny do pisania, bo nie mają ochoty mówić ludziom o ich nienormalnym normalnym życiu. Albo zwyczajnie zapomnieli jak pisać. Wtórni analfabeci literatury wszech czasów.

Taki jest świat Hanka, ale on to przekuwał w twórczość. Wcale nie miał gdzieś poezji i literatury. Nie miał gdzieś muzyki. Znajdziemy tu takie opowiadania. Jego świat jest brutalny, bo Hank nie liczy na innych. Nie ma też litości dla siebie. Taki jest los. Znaleźliśmy się po niewłaściwej stronie. Tak jak 90 % tego społeczeństwa. Klepiemy taką samą biedę, tylko wy próbujecie nadać temu jakiś sens, bo chcecie, żeby wasze życie nie było po nic. Zamiast robić to, na co macie ochotę. W sumie bomba atomowa nie byłaby najgorszym wyjściem, rozwiązałaby wiele problemów. Chociaż szkoda byłoby poezji i muzyki, wódy i dymania. Tako rzecze Hank.

Niewolnicy codzienności są zwykłymi szaleńcami. Obejrzałem niedawno film „Zupełnie Nowy Testament”, gdzie zbuntowana córka patologicznego boga wysłała ludziom esemesy z datą ich śmierci. O dziwo, to info zmieniło ich życie na lepsze, przestali być niewolnikami własnej iluzji o nieśmiertelności, że marzenia same się spełnią. Hank chyba zrozumiał to, co do nas dociera tak ciężko. Hank też miał patologicznego ojca.

Nie będę opowiadał o poszczególnych opowiadaniach. Zestaw Bukowskiego chyba znacie, choć, jak powiedziałem, ekstremy jakby mniej. Jest nawet kilka felietonów, kilka satyrycznych obrazków ze współczesności. Właściwie to całkiem zwykłe historie te „Historie o zwykłym szaleństwie”.

sobota, 9 stycznia 2016

Podsumowanie roku 2015 – gdy noc zapada



Pisałem o tym 2 lata temu w styczniu. Przeczytajcie http://lapsusofil.blogspot.com/2014/01/podsumowanie-roku-2013.html. Zjelit zmierzch. Dziś zapada noc. Nie jestem żadnym prorokiem. Chyba każdy to wiedział. Tak, byłem skopany przez rzeczywistość. Pewnie tak samo jak 90 % tego społeczeństwa, więc chwalić się też nie ma co. Dziś nie pójdę na marsz KOD-u, pójdę za to na Pielgrzymkę Kibiców, zobaczyć race, flagi, nabrzmiałe karki i testosteron. Bo nie mogę patrzeć na lemingi. Pójdę się też pomodlić.

Mogli zrobić naprawdę wiele dla Polski i Polaków, ale dlaczego musieli akurat nas olać? „ - pisałem o władcach Polski, którzy dziś maszerują w KODach w trosce o swoje koryta. Nie dam im się więcej nabrać. Jedyne, co im przyświeca, to troska o swoje konta. Nazywają je nowoczesnością, stabilnością, normalnością. Robią charytatywne balety, ale tak naprawdę nie potrafią się dzielić. Dzień, w którym Don wyjechał, by zostać „królem Europy”, był jednym z piękniejszych dni w ostatnich latach. I choć wiem, że to wszystko jest sterowane, nawet jego wyjazd to scenariusz, by odbić władzę, tak samo jak KOD, to i tak się cieszę. Potrafią traktować ludzi tylko jak swoje marionetki, uważają się za jakichs pieprzonych „nadludzi”. Tyle, że nie wierzę, że uda im się z powrotem dorwać do koryt. Naród za dużo wycierpiał przez te 8 lat, a poza tym Europa jest w strasznej dupie. Zresztą z własnej winy. Więc, mimo że PiS to dla mnie żadna moja bajka, że jak słucham niektórych od Kukiza to mam ciarki, to i tak mi lepiej (choć, kiedy widzę i słyszę Marka Jakubiaka i Liroja to podziwiam ich zdrowy rozsądek, nie podoba mi się militaryzm Pawła i niektórych jego zwolenników, Paweł, chociaż nasz, jest zbyt narwany, ale stworzył szeroki nurt ludzi, którzy są rozsądni; mam mu jednak za złe opieranie się o „kibolsko-narodową” ekstremę - dziś idę się o to modlić na Pielgrzymkę Kibiców na Jasną Górę; tyle o Kukiz 15). ps. Kukiz ma jedną dobrą ideę na pewno, której wbrew samym sobie nie doceniają lewicowcy. Chodzi mi oczywiście o JOWy. Gdyby JOWy przeszły to Zjednoczona Lewica i Razem mieliby pokaźną reprezentację w Parlamencie (myślę o liczbie około 50 osób), a PiS nie miałby większości, ale sami się uziemili.

Dość o polityce. O uchodźcach milczę jak grób. Niech sami swymi czynami dowodzą, kim są oni i ich religia. Ludziom inteligentnie naiwnym mogę jedynie współczuć i życzyć, by nie doświadczyli nigdy tak potwornej niewdzięczności jak ofiary napaści we Francji i w Niemczech.

https://www.youtube.com/watch?v=P0LG3-ojmsM

A teraz do książek i do literatury. Nadrabiałem zaległości. Pozamiatał mną Bolano i jego „Dzicy detektywi”. P)ozamiatał mną Knausgard i pierwszy tom „Mojej walki”. Nie pozamiatał Pynchon i jego „Wada ukryta”. „Kucając” Stasiuka jak najbardziej ok, ale też jest to zbiór wcześniejszych opowiadań. Co zatem z całkiem nowych rzeczy – super „Siódemka”Ziemowita Szczerka, czyli polskie „Highway to Hell”. Anna Janko przypomniała nam w dobie medialnej politycznej poprawności o polskich ofiarach faszyzmu w „Małej zagładzie”. Z częstochowskich klimatów najbliżej mi do prozy Łukasza Suskiewicza i jego „Zależności”. Z czeskich klimatów największe wrażenie wywarły na mnie „Pijane banany” Petra Sabacha wydane przez Aferę i wznowienie debiutanckiego tomu opowiadań Hrabala „Pabitele” z 1964 – ps po roku hrabalowskim. Ale absolutnym numerem jeden jest „Uległość” z genialną okładką częstochowianki Marty Frej, która idealnie wprost ukazała, czym jest islamska inwazja kulturowa w Europie. Houllebecq nie jest wizjonerem, jest realistą, zawsze opisuje to , co widzi i nic ponad to. Europa jest słaba i nie potrafi się bronić, przyjmuje zatem postawę uległości. „Od intelektualistów czuć sraczkę na kilometr” - napisał kiedyś Hrabal.

Jeśli chodzi o film to jedynie siedmiogodzinny film Filipińczyka Lava Diaza
„Z tego, co było, po tym, co było” wbił mnie w ziemię. Jak wejdziesz w świat Diaza, to czujesz go tak, jakbyś tam był. Bezkompromisowa postawa reżysera jest absolutnie wyjątkowym zjawiskiem w historii sztuki filmowej, a każde jego dzieło wydarzeniem, więc szczęśliwy jestem, że udalo mi się tego doswiadczyć. Poza tym dużo filmów dobrych, bardzo dobrych - „Liza, lisia wróżka” - magiczna i cudowna nie weszła jeszcze do kin, ale świadczy o dobrej kondycji kina węgierskiego. Zresztą czekam na polską premierę „Syna Szawła”, który też jest świadectwem „dobrej zmiany” w węgierskim filmie, a o świetnym filmie Kornela Mundruczo „Biały Bóg” też warto wspomnieć. Filmowy modernizm i jego rolę , reprezentowany już tutaj przez Diaza, potwierdził Ming-liang Tsai i film „Wędrówka na Zachód”. W Europie powstawały filmy w duchu kina moralnego niepokoju – grecki „Płomień”, francuskie „Miara człowieka” i „Dwa dni, jedna noc”, portugalskie „Opowieści tysiąca i jednej nocy” są tego najlepszymi przykładami. W Polsce brak takich filmów, które rozliczają polityków, Unię i hipokryzję mediów i  uważam to za największe rozczarowanie w polskim kinie. Poza tym lukrowane, prosystemowe laurki w stylu „Listu do M2” czy wychwalający drapieżny kapitalizm „Disco polo” dopełniają czary goryczy. Na razie tyle – przed zachodem słońca.

piątek, 8 stycznia 2016

Recenzja książki "Tatuaż z tryzubem" Ziemowita Szczerka - wyd. Czarne

Co ty wiesz o Ukrainie?
04-01-2016

Co ty wiesz o Ukrainie?

Autor recenzji: lapsus
Tytuł książki: Tatuaż z tryzubem
Autor książki: Ziemowit Szczerek

Mam problem z Ziemowitem Szczerkiem, bo uwielbiam, to, co pisze. Nie mogę być obiektywnym recenzentem. Na pytanie, czy warto przeczytać „Tatuaż z tryzubem”, odpowiedź mogę dać tylko jedną – nie tyle, że warto, tę książkę po prostu trzeba przeczytać. By spróbować zrozumieć Ukrainę, ale także, by z dystansu spojrzeć na Polskę.
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu.
Tak, to Mickiewicz i jego spiżowe strofy „Stepów akermańskich”. Jak sięgam po Szczerka, to od razu włącza mi się trop Mickiewiczowski. To pragnienie, by ogarnąć sercem Polskę, jej mity i wyobrażenia. I co z tego, że Mickiewicz słyszał głos z Litwy? Przecież Litwa to Polska. Przecież Ukraina to Polska. „Rzeczpospolita zwycięska” - od morza do morza. I oto on dobrowolny egzul, co jedzie patrzeć na tę postsowiecką przestrzeń jak w Mordorze. Przestrzeń Majdanu, przestrzeń pogrążoną w chaosie konfliktu.
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi
Ta dzikość to dzikość serca. Wolnej przestrzeni i wolnej decyzji, na chwilę uwolnionej spod jurysdykcji powszechnie obowiązujących norm społecznych. I ta tęsknota za wolnością, za stepami, za sokołami jest tłem dla ukazanych ludzi i wydarzeń. Szczerek tą wolnością jest obezwładniony. Z jednej strony pragnie ładu i spokoju, cywilizacji śródziemnomorskiej w jej emocjonalnym letargu, z drugiej pragnie wschodniej dzikości, wolności, nie ma dla niego jutra. Jak dla kozaka, co żyje chwilą. To właśnie w kozackim micie najpełniej realizuje się hasło „carpe diem”. „Tatuaż z tryzubem”, ten zbiór reportaży z różnych stron Ukrainy, to pean na cześć wolności.
Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu
Z tego rozdwojenia między ład i chaos, między Europę i Wschód rodzi się Szczerkowska schizofrenia, która jest charakterystycznym wyróżnikiem dla prozy autora „Mordoru”. W tym postradzieckim niedopełnieniu, tej potencji stawania się, przeistaczania, odnajduje Szczerek sam siebie. Bo „Tatuaż z tryzubem” to wielość, to niewiadoma, nieświadomość swego kształtu i tożsamości. Owo poszukiwanie formy przywodzi mi na myśl innego wielkiego pisarza obok Mickiewicza – Witolda Gombrowicza. Ale to nie wszystko, bo nie sposób uwolnić się od obrazów kozacczyzny z Sienkiewicza. Wielka Trójca polskiej literatury – Mickiewicz, Gombrowicz, Sienkiewicz – walczy ze sobą i współgra na stronach „Tatuażu z tryzubem”, by zrozumieć ukraiński problem. Szczerek to także myślenie literaturą, myślenie mitami, myślenie fikcją, która obnaża mechanizmy walki idei.
To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu
W reportażach z „Tatuażu...” podróżujemy po świecie bliskim i dalekim jednocześnie. Książka łączy w sobie odległe literackie brzegi, tak że słowo „reportaż” jest jedynie kiepskim wytrychem, by oddać formalną stronę tego pisarstwa. Mamy tutaj romantyzm i chłodny dystans, ale mamy też ironię i apokaliptyczną onirykę. To dziw prawdziwy i mistrzostwo, że Szczerkowi to wszystko wychodzi spójnie, że nie słychać tu zgrzytów, że szwy nie wyłażą. Jak to się mogło udać, by tragizm i komizm, refleksja i swoboda mogły istnieć koło siebie? Wynika to według mnie z uczciwości pisarza. Nie z tego, ze chce być pierwszym, że łaknie splendorów, sławy, klepania po plecach. Szczerek pragnie prawdy. Sięga nieraz po nią bardzo daleko, ale nie znajduję we współczesnej literaturze polskiej nikogo, kto z prawdą o Polsce i świecie zmierzyłby się w sposób tak bezkompromisowy i szczery.
Stójmy! - jak cicho! - słyszę ciągnące żurawie
Mickiewicz był porażony tą wolnością i tą przestrzenią. Czuł tę obcość, świat Orientu inspirował go tak bardzo, że swe marzenia o Polsce pragnął ucieleśniać poprzez sojusz z muzułmańską Turcją, gdzie zmarł, tworząc polskie legiony. Ale to było później. Ta wschodnia refleksja rodziła się właśnie na stepach Akermanu. Płynąc przez „suchy ocean”, patrząc na „lampę Akermanu”, myślał o Polsce. Tak jest w „Tatuażu z tryzubem”, tej luzackiej w języku, mieszającej grozę wojny z groteską postsowieckiego świata, opowieści ze wszystkich stron Ukrainy. Jedźmy zatem przez ten świat tak odległy, ale jednak bliski, świat szalony, ale jednak prawdziwy. Świat, który zrozumiemy, bo także nasz świat wyłania się zaledwie niepewnie z chaosu, w który może zostać nagle z powrotem strącony. Na koń!
Jedźmy, nikt nie woła

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Moje film w kinie 2015

KIN-owe 2015

Styczeń

Spotkanie http://www.filmweb.pl/film/Spotkanie-2007-393689
Hobbit http://www.filmweb.pl/film/Hobbit%3A+Bitwa+Pi%C4%99ciu+Armii-2014-662242

Luty

Polskie gówno http://www.filmweb.pl/film/Polskie+g%C3%B3wno-2014-491487
Ida  http://www.filmweb.pl/film/Ida-2013-546529
Disco polo http://www.filmweb.pl/film/Disco+Polo-2015-716498

Marzec

Dwa dni , jedna noc http://www.filmweb.pl/film/Dwa+dni%2C+jedna+noc-2014-682082
5 rozbitych kamer http://www.filmweb.pl/film/5+rozbitych+kamer-2011-644476
Sąsiady http://www.filmweb.pl/film/S%C4%85siady-2014-697761\

Kwiecień

Carte Blanche http://www.filmweb.pl/film/Carte+Blanche-2015-702937
Bóg nie umarł http://www.filmweb.pl/film/B%C3%B3g+nie+umar%C5%82-2014-684049
Przytul mnie http://www.filmweb.pl/film/Przytul+mnie-2010-564485

Maj

Wędrówka na Zachód http://www.filmweb.pl/film/W%C4%99dr%C3%B3wka+na+Zach%C3%B3d-2014-707248
Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla http://www.filmweb.pl/film/Go%C5%82%C4%85b+przysiad%C5%82+na+ga%C5%82%C4%99zi+i+rozmy%C5%9Bla+o+istnieniu-2014-651341
Anioł http://www.filmweb.pl/film/Anio%C5%82-2013-679268
Kochankowie z księżyca http://www.filmweb.pl/film/Kochankowie+z+Ksi%C4%99%C5%BCyca.+Moonrise+Kingdom-2012-604523

Czerwiec

Taxi Teheran http://www.filmweb.pl/film/Taxi-Teheran-2015-732456
Twarz anioła http://www.filmweb.pl/film/Twarz+anio%C5%82a-2014-696413

Lipiec

Stary człowiek i może http://www.filmweb.pl/film/Stary+cz%C5%82owiek+i+mo%C5%BCe-2014-710255
Mangelhorn http://www.filmweb.pl/film/Manglehorn-2014-689561
Dresik
Nowa dziewczyna http://www.filmweb.pl/film/Nowa+dziewczyna-2014-699194
Idol http://www.filmweb.pl/film/Idol-2015-670316
NH
Amy http://www.filmweb.pl/film/Amy-2015-701669
Heavy Mental http://www.filmweb.pl/film/Heavy+Mental-2013-662059
Anioły rewolucji http://www.filmweb.pl/film/Anio%C5%82y+rewolucji-2014-740155
Adventurados http://www.filmweb.pl/film/Adventurados-2015-750647
35 krów i kalashnikov http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7710
Ewangelia wg Mateusza http://www.filmweb.pl/film/Ewangelia+wg+%C5%9Bw.+Mateusza-1964-32328
Niewielu z nas http://www.filmweb.pl/film/Niewielu+nas-1996-147265
Skarb http://www.filmweb.pl/film/Skarb-2015-743085
Pasolini http://www.filmweb.pl/film/Pasolini-2014-711937
Znikający punkt http://www.filmweb.pl/film/Znikaj%C4%85cy+punkt-2015-737353
Wzgórze wolności http://www.filmweb.pl/film/Wzg%C3%B3rze+wolno%C5%9Bci-2014-713344
Lizie.lisia wróżka http://www.filmweb.pl/film/Liza%2C+lisia+wr%C3%B3%C5%BCka-2014-690161
The Lobster http://www.filmweb.pl/film/The+Lobster-2015-702950
Duke of Burgundy http://www.filmweb.pl/film/Duke+of+Burgundy.+Regu%C5%82y+po%C5%BC%C4%85dania-2014-705363
Zakazany pokój http://www.filmweb.pl/film/Zakazany+pok%C3%B3j-2015-736811
Miara człowieka http://www.filmweb.pl/film/Zakazany+pok%C3%B3j-2015-736811
Płomień http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7722&ind=rodzajTytulu%3d1%26edycjaFest%3d15%26indeksAZ%3dP%26typOpisu%3d0%26typ%3daz%26page%3d0
Ciało Anny Fritz http://www.filmhttp://www.filmweb.pl/film/Inna+podr%C3%B3%C5%BC+na+Ksi%C4%99%C5%BCyc-2015-744367web.pl/film/Cia%C5%82o+Anny+Fritz-2015-736676
Inna podróż na Księżyc  http://www.filmweb.pl/film/Inna+podr%C3%B3%C5%BC+na+Ksi%C4%99%C5%BCyc-2015-744367
Po tym co było http://www.filmweb.pl/film/Z+tego%2C+co+by%C5%82o%2C+po+tym%2C+co+by%C5%82o-2014-716655http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7974&ind=rodzajTytulu%3d1%26edycjaFest%3d15%26indeksAZ%3dK%26typOpisu%3d0%26typ%3daz%26page%3d0
Koń Dineiro http://www.nowehoryzonty.pl/film.do?id=7974&ind=rodzajTytulu%3d1%26edycjaFest%3d15%26indeksAZ%3dK%26typOpisu%3d0%26typ%3daz%26page%3d0

W głowie się nie mieści http://www.filmweb.pl/film/W+g%C5%82owie+si%C4%99+nie+mie%C5%9Bci-2015-682170
Sierpień

Lekcja http://www.filmweb.pl/film/Lekcja-2014-725309

Wrzesień

Młodość http://www.filmweb.pl/film/M%C5%82odo%C5%9B%C4%87-2015-706142
Legenda Kaspara Hausera http://www.filmweb.pl/film/Legenda+Kaspara+Hausera-2012-624752

Październik

Król życia http://www.filmweb.pl/film/Kr%C3%B3l+%C5%BCycia-2015-728436
Pilecki http://www.filmweb.pl/film/Pilecki-2015-713678
Żyć nie umierać http://www.filmweb.pl/film/%C5%BBy%C4%87+nie+umiera%C4%87-2015-730099
Dzień babci http://www.filmweb.pl/film/Dzie%C5%84+babci-2015-745958
Obiekty znalezione

Listopad\

Sól ziemi   http://filmaster.pl/film/the-salt-of-the-earth

Grudzień 

Czy Noam Chomsky jest http://www.filmweb.pl/film/Czy+Noam+Chomsky+jest+wysoki+czy+szcz%C4%99%C5%9Bliwy-2013-700753
Listy do M2 http://www.filmweb.pl/film/Listy+do+M.+2-2015-736267
Makbet http://www.filmweb.pl/film/Makbet-2015-696196